Reklama

Jak zbudować markę osobistą? Rozmowa z Angeliką Chimkowską

Tak jak produkty mają unikatowe nazwy, logotypy i etykiety, tak każdy z nas może zadbać o tzw. markę osobistą. Personal branding jest na wyciągnięcie ręki, tym bardziej w czasach dostępnych dla każdego mediów społęcznościowych. O tym jak w teorii i praktyce określić markę osobistą, jak skutecznie wypromować samego siebie, oraz jak wykonać prawidłowy audyt, aby dobrze ocenić własne kompetencje i mocne strony, rozmawiamy z Angeliką Chimkowską, strateżką silnych marek osobistych i firmowych. 

Przedstawia się Pani jako „marketingowiec nawrócony na sprzedaż”. Co oznacza to dość enigmatyczne hasło?

Z wykształcenia i wieloletniej praktyki zawodowej jestem marketingowcem. Właściwie poświęciłam na to większość mojego zawodowego życia. Zajmowałam się brandingiem, czyli tworzeniem marek – produktów i firm. Jedną z firm, dla których pracowałam był Henkel. Jest to marka firmy, pod parasolem której znajduje się wiele marek produktów, takich jak: Persil czy Silan, czyli brandy, które znamy ze sklepowych półek. Moją rolą było budowanie widoczności, rozpoznawalności i sympatii dla jednej z marek produktowych. Tak jak każdy marketingowiec, ja również, staczałam pewnego rodzaju walkę z działem sprzedaży, którego głównym celem była – i jest – jak największa sprzedaż produktów czy usług. Natomiast dział marketingu większą wagę niż do liczb przywiązuje do estetyki produktu, poprawności i zgodności z marketingowymi zasadami. Dopóki pracowałam w marketingu, byłam w pewnej opozycji do sprzedaży. Przypadkowe, z założenia chwilowe, przejście do sprzedaży, uświadomiło mi, czego tak naprawdę oczekuje klient i że nie jest to do końca zbieżne z założeniami nas – marketingowców. Nawróciłam się więc na myślenie sprzedażowe, co oznacza, że dla mnie aktualnie nie jest najważniejsza marka, a klient, jego potrzeby, aspiracje. Celem marki jest te potrzeby realizować.

A kiedy Pani zrozumiała, że marka to nie tylko firma czy produkt, ale że człowiek również może być taką marką?

Konkluzja ta wynikała z moich osobistych doświadczeń. Pracując w Henklu zaczęłam interesować się rozwojem mojej kariery, większą widocznością w mediach społecznościowych oraz pisaniem artykułów branżowych. Wygrałam pewien konkurs, wskutek którego dołączyłam do Stowarzyszenia Profesjonalnych Mówców, przez co coraz częściej występowałam na scenie. Odeszłam z Henkla i założyłam swoją firmę „Silna marka”, oraz wydałam książkę „Psychologia zmian w życiu i biznesie”. Mimo, że był to czas, kiedy nie stał już za mną rozpoznawalny brand firmy Henkel, zrozumiałam, że dzięki wszystkim działaniom, które wpłynęły na moją rozpoznawalność, jest mi łatwiej dotrzeć z moim tematem do dużych firm, a fakt, że ludzie mnie kojarzą, otwiera wiele biznesowych drzwi. Zrozumiałam wtedy, że to człowiek – sam w sobie – przykuwa większą uwagę do tematu, którym się zajmuje, niż sam temat. To za człowiekiem stoi jakaś historia, emocje, wartości. To on przyciąga i angażuje.

Czyli właściwie doświadczyła Pani siły marki osobistej na własnej skórze?

Było to dla mnie dużym zaskoczeniem, jednak oczywiście ucieszyło mnie to. Na dłuższą metę ten potencjał zaowocował tym, że byłam w stanie utrzymać i rozwijać moją firmę. W mojej ocenie, to właśnie moja marka osobista – ekspertki – spowodowała, że było mi o wiele łatwiej prezentować i promować mój biznes, a co za tym idzie, docierać do potencjalnych klientów.

Wyjaśniła Pani czym jest marka osobista od tej praktycznej strony, a jak określiłaby Pani markę osobistą w teorii?

Jest taki cytat Jeffa Bezosa, właściciela Amazona, mówiący o tym, że marka osobista to jest to, co mówią o tobie, kiedy ciebie nie ma w pokoju. To nie jest prawda. Jeff Bezos mówi tutaj o reputacji. Reputacja to jest to, co mówią o nas inni. Natomiast tak jak mąka nie jest chlebem, tak reputacja nie jest marką. Ja często powtarzam: masz silną markę osobistą, kiedy wchodzisz do pokoju, w którym są ludzie, którym służy twoja marka i nie trzeba ciebie przedstawiać. W mojej ocenie marka osobista jest kanałem komunikacji, sposobem dotarcia do ludzi, którym ja chcę służyć. Przytoczę definicję marki osobistej, którą posiłkowałam się w mojej książce pt. „Autentyczny personal branding, czyli silna marka osobista w praktyce”: marka osobista to zestaw cech (atrybuty, wartości, doświadczenia czy osobowość), które wykorzystuje się w narracji przekazu.

Jaki jest cel budowania marek?

Warto zastanowić się, po co w ogóle istnieją marki, dlaczego wszystkie produkty mają etykiety, logotypy, specyficzne opakowania i kolory – wszystkie aspekty, które tworzą tzw. markę. Marka jest po to, żeby klient utożsamiał się z produktem, postrzegał go jako bardziej swój, odbierał jako bardziej wartościowy w porównaniu do alternatyw. Marki rozwijały się na przestrzeni lat i dalej rozwijają się. Proszę zauważyć, że są grupy produktów, wśród których nie ma produktów niemarkowych. Dotyczy to chociażby samochodów, czy elektroniki. W czasach mnogości produktów, dużej konkurencji, marka jest tym wyróżnikiem, dla którego ja kupuję dany produkt, a nie inny. W przypadku nas, ludzi, my też jesteśmy pewnego rodzaju produktem, a ludzie wchodzą w relacje, czy współpracę z nami, z jakichś powodów.

Jak skutecznie wypromować samego siebie?

Świadome budowanie marki osobistej sprowadza się do tego, że podkreślamy to, co jest unikalne, ważne. Wskazujemy na nasze doświadczenie zawodowe, nagrody, wykształcenie, określamy także jakim typem osobowości jesteśmy, zaznaczając chociażby, że jesteśmy charyzmatyczni, odważni. Atuty, które podkreślimy, będą tymi, które nas wyróżnią i spowodują, że ktoś wybierze właśnie nas do współpracy, ponieważ stwierdzi, że prawdopodobnie pasujemy do siebie, dogadamy się. Zarówno w przypadku marek fizycznych jak i osobistych, kluczowa jest tzw. obietnica marki. Każda dobra, silna marka składa obietnicę.

Czym jest obietnica marki?

Gdy poproszę Panią, żeby pomyślała Pani „Volvo” to jakie skojarzenie ma Pani w głowie?

Szybkość i niezawodność.

Apple”?

Trwałość, nowoczesność.

Biedronka”?

Taniość, mnogość – w sensie duży wybór.

Te wszystkie skojarzenia, które Pani podała to właśnie obietnica marki. Kiedy pomyślę sobie, że chcę mieć trwały, niezawodny telefon, idę i kupuję iPhone’a. To właśnie dział brandingu pracuje nad tym, żeby świadomie złożyć obietnicę, związaną z produktem, czy usługą i oczywiście dowieźć tę obietnicę.

Rozumiem, że świadomość jest tutaj kluczowa?

Gdy ja, jako konsument, stoję przed wyborem, zawsze w mojej głowie pojawia się wahanie: „A co jeśli zawiodę się/ oszukają mnie, a ja zmarnuję czas i pieniądze?”. Dlatego dowiezienie świadomej obietnicy jest bardzo istotne, bo nie dość, że konsument nie będzie zawiedziony, z pewnością poleci naszą markę swoim znajomym – Twój klient stanie się Twoim marketingiem i opowie znajomym o twoich atrybutach, wartościach i o tym co Cię wyróżnia. To co jest zarazem minusem jak i plusem to zawężenie grona odbiorców marki. Nie ma marki, która mogłaby być skierowana do wszystkich. Dla pewnej grupy klientów jest iPhone, dla innych Samsung, a jeszcze dla innych Xiaomi.

Przypomina mi się hasło z Pani książki, dotyczące marki osobistej: „Nie jestem dla każdego”…

To oznacza, że przy tworzeniu marki świadomie wybieramy swoje mocne strony, wartości, doświadczenie, podkreślamy swoją osobowość, ponieważ wiemy, że nie wszystkim może podobać się nasza ekstrawersja. Co dzięki temu zyskamy? Nasi klienci, który nasz cenią, kochają, docenią to i jeszcze bardziej polecą nas innym, a ci którzy nas nie lubią i tak nie zmienią zdania i prawdopodobnie nikomu nas nie polecą.

Gdybyśmy chcieli być na siłę dopasowani do wszystkich, musielibyśmy być nijacy. Drugie co, zaburzyłoby to, bardzo często podkreślaną w Pani książce, autentyczność…

W przypadku produktów, proces brandingu zawsze polegał na tym, że ktoś tworzył, wymyślał jakiś produkt, dajmy na to, długopis. Ten długopis był przekazywany do działu marketingu, gdzie zastanawiano się, komu go sprzedać, jakie opakowanie powinien mieć, ile może kosztować, jak powinien wyglądać logotyp. Tworzono całą otoczkę, żeby pewnej grupie klientów ten długopis podobał się i żeby ta grupa chciała go kupić i utożsamiała się z nim. Natomiast w przypadku propagowanego przeze mnie autentycznego personal brandingu, osoba zainteresowana musi przyjrzeć się sobie, zastanowić się kim jest, jaką ma osobowość, jakie ma doświadczenie, cechy charakterystyczne, umiejętności oraz komu może je sprzedać, kto będzie miał z tego największą korzyść. Oczywiście bardzo istotne jest też określenie w jaki sposób przedstawi się swoją historię. Najważniejsze, żeby nie wymyślać czegoś, czego nie ma. Należy po prostu zrobić audyt tego, kim się jest i co się robi, a następnie na tej podstawie wyjść do ludzi, którym prawdopodobnie jest się w stanie pomóc.

Jakie są efekty takiego działania?

Jeżeli bazuję na swoich mocnych stronach, coraz bardziej rozwijam się. Nie ma nic bardziej frustrującego niż praca nad czymś, co nam nie wychodzi. O wiele efektywniejsze jest wzmocnienie swoich mocnych stron. Drugim plusem wyjścia do ludzi jest to, że staję się jakiś, zaczynam być widoczny, wyróżniam się wśród innych.

Ma to szczególne znaczenie w przypadku dużej konkurencji.

Można podać przykład chociażby eksperta do spraw IT, których są setki tysięcy, a więc ogromna konkrecja. Jeżeli zadbam o markę osobistą i ktoś dostrzeże mnie jako osobę, która jest ekspertem i dodatkowo jest autentyczną, spójną, spowoduję naturalne przyciąganie klientów właśnie do mnie.

Jak wykonać prawidłowy audyt, o którym Pani wspomniała, czyli ocenę swoich mocnych stron, kompetencji, tego co nas wyróżnia?

Proces personal brandingu ma na celu m.in. wyróżnienie nas spośród grona podobnych do nas ekspertów, zajmujących się dokładnie tym samym co my. Personal branding ma doprowadzić do tego, że będziemy „top of mind”, czyli na szczycie myśli naszego potencjalnego klienta. Nie chodzi o to, że nagle będziemy najlepsi, lecz o to, że będziemy pierwszym skojarzeniem. Jako przykład podam trenerów personalnych, gdzie od razu do głowy przychodzą: Ewa Chodakowska, Anna Lewandowska, Monika Kołakowska. Wymieniłam trzy osoby, a przecież trenerów personalnych w samej Polsce są setki tysięcy. Co do skutecznego audytu mocnych stron, są narzędzia, których można użyć w tym celu i są one dostępne właściwie dla każdego. Jednym z takich narzędzi jest test Gallupa, czyli badanie bazujące na zestawie 34 wrodzonych talentów. Wyniki testu wskażą nam nasze mocne strony. Dodatkowo można wykupić omówienie wyników testu z ekspertem, który wskaże nam, jak wykorzystać nasze talenty w życiu biznesowym.

Buy Gallup Assessments | en-ie – Gallup

Kolejną możliwością jest darmowy test, zamieszczony na mojej stronie internetowej, który pomaga zdefiniować trzy silne strony marki osobistej. Gdy wykonam test i zauważę, że moimi silnymi stronami są: odwaga, prawda i inspiracja, to wiem do czego mogę użyć tego, co mam. Dowiem się, co ludzie widzą we mnie – jako moje mocne strony – a tym samym, co może stać się moim wyróżnikiem podczas dotarcia do potencjalnych klientów czy pracodawcy. Będą osoby, które lubią współpracować z głośnymi, energicznymi ekstrawertykami, a będą i takie, które wolą spokojniejszych introwertyków, dlatego warto uzmysłowić sobie kim jestem i poinformować o tym innych.

Link do testu: https://silnamarka.com/mocne-strony-marki-osobistej/

Dzięki temu, że wspomniani przez Panią trenerzy personalni mają silną markę osobistą, mogą odpowiednio wycenić swoje usługi, czyli zdecydowanie drożej niż trener, który nie jest znany szerszemu gronu.

Tutaj dotknęła Pani korzyści płynących z personal brandingu. Osoby, które mają silną markę osobistą są w stanie wziąć o wiele więcej pieniędzy za tę samą pracę.

W książce „Autentyczny personal branding, czyli silna marka osobista w praktyce” wspomina Pani o odpowiedniej strategii. Na czym ona polega?

Jeżeli chodzi o personal branding, definiuję trzy główne kroki: widoczność, wartość, wpływ. Pierwsze co wykonuję, to wspomniany audyt, polegający na określeniu kim jestem i komu chcę to zakomunikować. Następnie buduję widoczność wśród tych osób, czyli na przykład korzystam z mediów społecznościowych, w których są obecni moi potencjalni odbiorcy. Jeżeli zajmowałabym się robieniem manicuire, wybrałabym stworzenie profilu na Instagramie. Aplikacja ta byłaby dla mnie oczywistym wyborem, ponieważ ludzie zaglądają tam po to, żeby inspirować się wszystkim, co związane ze światem beauty. Natomiast jeżeli zajmowałabym się rzeczami z poziomu audytu księgowego, skorzystałabym z Linkedina. Drugim krokiem jest danie wartości moim odbiorcom. Wracając do wspomnianego manicuire, mogę opowiadać o tym, jak dbać o paznokcie, jak radzić sobie z problemami związanymi z paznokciami. Ostatnim krokiem jest wpływ, który w tym konkretnym przypadku oznacza, że zmieniam świat na lepsze, bo pomagam innym, ludzie korzystają z moich rad, wykonują te rzeczy zgodnie z moją instrukcją, ale to nie wszystko, bo osoby te mogą też przyjść do mnie po to, żebym ja im to zrobiła. Podsumowując, osiągnęłam zamierzony efekt dzięki widoczności, czyli temu, że ludzie dostrzegli mnie spośród setek innych osób. Dałam im wartość, czyli pokazałam, że mogą mi ufać. Miałam na nich wpływ, czyli osoby te podjęły działanie.

Bycie popularnym w social mediach jest jak bycie bogatym w Monopoly”. Czy może Pani rozwinąć tę myśl pochodzącą z Pani książki ?

Urodziłam się z końcem lat 70., więc były to czasy gdy Internet raczkował. W związku z tym mam duży dystans do Internetu, dostrzegając plusy i minusy tego narzędzia. Kiedyś obecność w mediach, komunikowanie się ze światem, były dostępne dla wybranych osób. Aktualnie, w czasach YouTube’a, mediów społecznościowych, każdy z nas ma tę możliwość, co jest ogromną wartością i niezaprzeczalnym atutem Internetu. Natomiast sama obecność w Internecie i liczba lajków nie oznacza, że przekłada się to na biznes. Znam wiele przykładów influencerów z ogromną liczbą followersów, którzy w momencie próby sprzedaży jakiegoś produktu poniosły porażkę.

Dlaczego liczba followersów nie przełożyła się na sprzedaż?

W mojej ocenie mogło być tak, że osoby te były dla followersów wyłącznie źródłem rozrywki, a nie rozwiązania problemu. Ewentualnie źródłem rozrywki a nie utożsamiania się z tymi osobami. Przykładowo, jeżeli chciałabym nosić koszulkę z wizerunkiem, bądź hasłem jakiejś influencerki, jest to dla mnie wymiar utożsamiania się z tą osobą. Samo posiadanie dużej liczby obserwatorów nie oznacza, że mamy z tego biznes, że dajemy ludziom wartość i idzie za tym wpływ.

Do czego może prowadzić ślepa walka o „lajki”, które nie mają przełożenia na rzeczywistość?

Jeżeli ktoś skupia się nie na tym, jaki jest w rzeczywistości, a wyłącznie na tym co „lajkuje się”, podoba innym, może doprowadzić, w mojej ocenie, do poważnych problemów. Na zewnątrz jesteśmy sztuczni, bo skupiamy się na tym, aby przypodobać się innym, a w środku przeżywamy dramat niespójności.

W świecie wirtualnym nie jesteś tym co wiesz, ale tym co publikujesz” – kolejny cytat z Pani książki.

Liczy się to co zostawiamy po sobie w internecie, czyli zdjęcia, publikacje, hasła. Wszystkie te wpisy wywołują u odbiorców konkretne skojarzenia. Na tym właśnie polega marketing, a konkretnie branding – uruchamia w umysłach odbiorców skojarzenia na zasadzie: Volvo-bezpieczeństwo, Audi-ekskluzywność, Biedronka-niskie ceny. Ten sam proces odbywa się w przypadku naszej marki osobistej. Nawet ten autentyczny, świadomy personal branding, zakłada planowane publikowanie pewnych komunikatów po to, żeby uruchamiać to skojarzenie. Ważne, żeby te komunikaty i skojarzenia były autentyczne i spójne, ponieważ istnieje prawdopodobieństwo, że dojdzie do bezpośredniego spotkania autora komunikatów z odbiorcami. Jeżeli podczas takiej konfrontacji skojarzenia odbiorcy pokryją się ze stanem faktycznym, mówimy o autentycznym personal brandingu. Gorzej jeżeli komunikaty nie były spójne z nami i odbiorca od razu to wychwyci. Nawiązując do cytatu, wychodzę z założenia, że można być świetnym ekspertem w danej dziedzinie, a zarazem być niewidocznym dla innych. W kontekście personal brandingu dla mnie istotną rzeczą jest tzw. cyfrowe przywództwo, czyli cel zostania cyfrowym liderem w branży, temacie, którym zajmuję się. Żebym była widoczna i dawała ludziom wartość oraz generowała pozytywny wpływ na ludzi, którym ja służę.

Czy marka osobista jest dla każdego?

Chciałabym, żeby Czytelnicy mieli świadomość, że pojęcie marki osobistej to nie jest temat przeznaczony wyłącznie dla dziennikarzy, aktorów, polityków, piosenkarzy. Kiedyś rzeczywiście tak było, ponieważ tylko te osoby miały dostęp do mediów. Aktualnie ten dostęp ma każdy. Jeżeli jestem podolożką, czyli osobą zajmującą się stopami, chcę prawdopodobnie dotrzeć do ludzi z mojej okolicy, którzy mają problem właśnie ze stopami. Służę tym ludziom swoim gabinetem, umiejętnościami i wiedzą. Natomiast jeżeli chciałabym zostać prezydentem, planuję dotrzeć do wszystkich ludzi, którzy mają ukończone 18 lat i mogą głosować w moim kraju. W mojej ocenie marka osobista jest dla każdego, ale widoczność i siła tej marki są zależne od tego, kim chcemy być i komu chcemy służyć.

A co z pracownikami etatowymi?

Jeżeli ktoś pracuje na etacie i chciałby rozwijać się na przykład jako specjalista do spraw marketingu, a takich specjalistów jest w Polsce około 200 tysięcy, to fakt, że jest aktywny na Linkedinie, dzieli się wiedzą, pokazuje projekty, wpływa na jego korzyść. Po pierwsze, osoby z tej samej firmy, widzą, co robi, mają okazję poznać go jako specjalistę, czyli jest to pozytywny PR wewnątrz organizacji. Po drugie, w sytuacji gdy specjalista ten będzie poszukiwać pracy i rekruter zajrzy na jego profil, dostrzeże tam aktywność, co spowoduje wybicie się na tle konkurencji i wzrost zaciekawienia w oczach rekrutera.

Na co zwraca uwagę rekruter?

Po pierwsze, wypełniony profil, czyli informacja o wykształceniu, doświadczeniu, tym, co aktualnie robimy. Po drugie, ważnym aspektem są też nasze kontakty, czyli jeżeli pracujemy w branży FMCG, dobrze gdybyśmy mieli kilkaset kontaktów z tej branży. Nasz potencjalny pracodawca widzi wtedy, że skoro znamy się z przedstawicielami tej branży, prawdopodobnie łatwiej wdrożymy się w tę pracę.

W książce wspomina Pani o tym jak istotna jest cykliczność, konsekwencja publikacji w mediach społecznościowych.

Powiem tak: mnie zawsze nie ma w wakacje, znikam na ten czas z mediów społecznościowych.

Podejrzewam, że Pani odbiorcy nie są tym zaskoczeni, bo informuje ich Pani o tym?

Tak, moi odbiorcy są świadomi, że mam przerwę. Moje media społecznościowe traktuję typowo zawodowo, więc znikam na czas wakacji i wracam po, gdy znowu chcę dzielić się wartościowymi treściami. Cykliczność jest kluczowa w kontekście algorytmów, na których są oparte media społecznościowe. Regularność jest ważna w tym kontekście, żeby organicznie (za darmo) pojawiać się u naszych odbiorców. Po prostu musimy doprowadzać do tego, że nie dajemy zapominać o sobie naszym odbiorcom.

Wspomina Pani również o zbyt częstym publikowaniu treści – jednej po drugiej – a co za tym idzie, kanibalizacji treści.

Jeżeli użytkownik opublikuje post, a za godzinę kolejny, z dużym prawdopodobieństwem ta druga treść „zabije” zasięg tej wcześniejszej. Sposób publikowania treści jest uzależniony od medium inaczej wygląda to na Facebooku, a inaczej na Linkedinie. Warto, a nawet wskazane jest opublikować tę samą treść w tych dwóch kanałach, jednak powinna być ona pokazana z innej perspektywy.

A co z dużymi błędami, które możemy popełnić i tym samym zniechęcić do siebie odbiorców?

W przypadku marek osobistych te kryzysy wizerunkowe są bardziej wybaczalne, ponieważ ludzie łatwiej wybaczają ludziom niż produktom. Łatwiej wytłumaczyć sobie, że „to tylko człowiek”, że uległ jakiejś pokusie etc. Oczywiście zdarzają się poważne kryzysy i niektórych marek nie da się już odbudować.

W książce powołuje się Pani na kapitał kulturowy i społeczny, który można wykorzystać w budowaniu marki osobistej.

Upraszczając zupełnie temat, w przypadku marek osobistych, jest to po prostu networking, czyli świadome budowanie relacji w pewnych kręgach osób, które mogą mi pomóc zbudować większą widoczność i dawać wartość moim potencjalnym odbiorcom. Wyjaśnię, co mam na myśli. Wyobraźmy sobie, że jestem psychologiem i moimi odbiorcami są przedstawiciele biznesu, którzy korzystają z tego typu usług. Autorytetem moich odbiorców jest Jacek Santorski, prowadzący Akademię Psychologii Przywództwa. Co ja wtedy robię? Pojawiam się jako psycholog na eventach, poznaję ludzi i próbuję dotrzeć do Jacka Santorskiego, porozmawiać z nim, zrobić z nim wywiad, po to, żeby z moim tematem pojawić się u moich potencjalnych klientów, jednak przez osobę, która nie jest moją bezpośrednią konkurencją. Kapitał kulturowo-społeczny to świadome budowanie networkingu relacji i wybór ludzi, którzy są autorytetem wśród moich potencjalnych klientów. Warto zaznaczyć, że my, jako ludzie, nie mamy takiego samego startu jeżeli chodzi o kapitał kulturowo-społeczny.

Czy może Pani podać jakiś przykład?

Powiedzmy, że pochodzę z robotniczej rodziny, mieszkającej w mniejszej miejscowości i zamarzyła mi się kariera prawnicza. Latami poświęcam się nauce, żeby dostać się na prawnicze studia w Warszawie. Udaje się i przeprowadzam się do stolicy. Mimo, że jestem studentką prawa to jednak cały czas mam inny start i potencjał kulturowo-społeczny niż dziewczyna, która urodziła się dokładnie w tym samym roku co ja, ale w Warszawie, w rodzinie, w której od czterech pokoleń są prawnicy. To są dwa różne światy. W kontekście młodych osób, które wykonały test Gallupa i zastanawiają się, co zrobić ze swoim potencjałem, spojrzenie na swój kapitał kulturowo-społeczny jest bardzo istotnym aspektem. Być może mam gotowy kapitał, który pomoże mi w szybszym osiągnięciu celu. Natomiast jeżeli go nie mam, muszę mieć świadomość, że zbudowanie tego kapitału zajmie pewien czas.

 

Rozmawiała: Kinga Walczyk

Oceń artykuł
3/5 (4)