Skuteczna komunikacja jest kluczem do sukcesu nie tylko w życiu prywatnym, ale i zawodowym. Porozumiewanie się ze współpracownikami, podwładnymi czy przełożonym może być problematyczne, biorąc pod uwagę różne doświadczenia rozmówców oraz dynamiczne zmiany społeczno-kulturowe. Aneta Korycińska, znana jako Baba od polskiego, wyjaśnia z jakimi wyzwaniami komunikacyjnymi na rynku pracy aktualnie się mierzymy oraz w jaki sposób zadbać o skuteczne porozumiewanie się, zachowując przy tym klarowność i szacunek do drugiego człowieka.
Z wykształcenia jest Pani nauczycielem języka polskiego z dziesięcioletnim doświadczeniem zawodowym. Zrezygnowała Pani z etatu na rzecz autorskiego projektu. Jak zaczęła się Pani przygoda z „Babą od polskiego”?
Jestem polonistką ale także oligofrenopedagożką, czyli mam kwalifikacje z zakresu nauczania osób w spectrum autyzmu. Zajmowałam się także redakcją i korektą tekstów. Zdobyłam również wiedzę i doświadczenie z zakresu psychologii zwierząt. Lubię proces pozyskiwania wiedzy oraz dbam o nieustający rozwój, dlatego aktualnie studiuję na kierunku Zarządzanie w oświacie. Gdy pracowałam na etacie, jako szeregowy pracownik, coraz bardziej ciążyła mi relacja władca – poddany. Nie mam na myśli stricte opresyjnych sytuacji, tylko po prostu komunikaty skierowane przez przełożonego i ich interpretację przez nas (pracowników), jako komunikaty atakujące nas. Komunikaty te w rzeczywistości nie są atakiem, częściej bywają konkretną informacją, przekazaną przez przełożonego, albo po prostu konstruktywną krytyką naszych działań. Gdy znalazłam się po drugiej stronie barykady, czyli zajmowałam się koordynacją projektów, zarządzaniem, docierały do mnie natomiast informacje, że współpracownicy boją się mnie. Sytuacja ta zmotywowała mnie do zatrzymania się i zastanowienia, w jaki sposób mogę zmienić komunikaty, by nie były one opresyjne i jak może wyglądać moje nowe, własne miejsce, w którym podobne problemy będą mi obce.
Do jakich wniosków Pani doszła?
Punktem odniesienia była dla mnie praca w szkole, a konkretnie relacja z młodymi ludźmi, uczniami. W szkole daje się uczniom dużo wolności i przyzwolenie na błędy. Nauczyciel wchodzi w rolę osoby przebaczającej, wyrozumiałej, która wie, że człowiek uczy się na błędach. Niestety takie podejście nie ma zastosowania w relacji przełożony – pracownik. Tego właśnie mi brakowało i to też stało się powodem stworzenia własnego biznesu. Początkowo myślałam wyłącznie o jednoosobowej działalności, która da mi swobodę działania. Życie jednak zaskoczyło mnie i Baba od polskiego ewoluowała i aktualnie po ponad sześciu latach działalności zatrudniam trzynaścioro pracowników. Przy pomocy mediów społecznościowych popularyzujemy wiedzę o języku polskim i literaturze, głównie w lekkiej formie żartu, natomiast naszą główną osią działalności są korepetycje i materiały edukacyjne.
Wspomniana przez Panią błędna interpretacja komunikatów na linii pracownik – przełożony, wynika zapewne ze strachu, postawy poddańczej. Gdzie należy doszukiwać się źródeł tego strachu?
W życiu społecznym źródłem strachu są przede wszystkim zależności, czyli fakt, że jedni ludzie zależą od drugich. Strach ten wynosimy już ze szkoły, kiedy to mamy świadomość, że w każdej chwili możemy być ukarani. Naturalnie strach ten przenosimy na relacje z pracodawcami.
W jaki sposób możemy pokonać ten strach?
Z pomocą przychodzi tutaj test Uszy von Thuna, który pozwala nam zrozumieć, na jak różne sposoby możemy usłyszeć ten sam komunikat. Jako osoby kierujące wypowiedź, nie mamy wpływu na całość komunikacji i to, jak zostaną odebrane nasze intencje. Każdy z nas może odbierać je inaczej, a ich interpretacja jest uzależniona od naszych prywatnych doświadczeń. Dobrym przykładem jest komunikacja pisana, podczas której nie widzimy mimiki czy gestów rozmówcy, dlatego też osoby z pokolenia 30+ chętnie sięgają po emotikony, które miały ułatwić tę komunikację. Emotikony są też używane w komunikacji wewnętrznej różnych przedsiębiorstw, ale już młodsze pokolenia, na przykład dwudziestolatkowie, w ogóle ich nie używają.
Dlaczego?
Uważają, że emotikony niosą za sobą ładunek emocjonalny, czyli są pasywno-agresywne. Idąc dalej, młode osoby odrzucają nawet emotikon symbolizujący kciuk, który jest odpowiednikiem słowa ok, ponieważ stwierdzają, że jest on jednoznaczny z treścią: wcale mnie nie interesujesz, nie przeczytałem twojego komunikatu, tylko odruchowo przesłałem kciuka. Podejście to pokazuje, jak trudnym wyzwaniem może być budowa zespołu łączącego pracowników dwudziesto- i trzydziestoletnich plus, nie wspominając o łączeniu grup ludzi ze skrajnie różnych pokoleń. Dlatego, moim zdaniem, warto dbać o komunikację wewnątrz każdego zespołu, chociażby poprzez próby aranżowania rozmów na temat języka. Nie ma możliwości praktykowania skutecznej komunikacji wewnętrznej w firmie, jeżeli nie będziemy rozmawiali o wzajemnych oczekiwaniach.
Co do ładunku emocjonalnego, niosą go za sobą także feminatywy, czyli żeńskie formy gramatyczne nazw zawodów i funkcji. Aktualnie biznes mierzy się z nowymi trendami językowymi, przez co możemy mieć kłopot z nazewnictwem stanowisk obejmowanych przez kobiety. Jak nazywać te stanowiska – Pani Prezes czy Pani Prezeska?
Prawidłową formą są feminatywy, ponieważ to one były pierwsze. Zostały zarejestrowane w słownikach, od co najmniej 20-lecia międzywojennego. Później zanikły, dlatego że kobiety nie pełniły zawodów stereotypowo uznawanych za męskie. Dzisiaj kobiety są obecne właściwie we wszystkich branżach, więc żeńska forma nazw stanowisk w żadnym stopniu nie deprecjonuje, dlatego warto jej używać, aż stanie się neutralna. Od dawna spotykamy się z formą żeńską nauczycielka i jest to dla nas naturalne, dlatego pozostałe feminatywy również mogą wejść na stałe do codziennej komunikacji. Język ma to do siebie, że to, co nie zaistniało naturalnie, a zostaje w pewnym stopniu narzucone przez różne społeczno-kulturowe ruchy czy reklamę, jest jakąś modą, będzie spotykało się z krytyką, odrzuceniem. Z feminatywami bywa tak, że dla jednych są naturalne i mile widziane, natomiast inni czują się obrażeni używaniem żeńskich form. Najważniejsze, aby w danej grupie społecznej ustalić, w jaki sposób uczestniczki tej grupy chciałyby, aby się do nich zwracano.
A co z anglojęzycznymi nazwami stanowisk, typu IT Manager czy Sales Representative?
Pozostawmy te nazwy stanowisk w oryginalnej formie, czyli anglojęzycznej. Język angielski ma to do siebie, że wydaje nam się neutralny. Zresztą w przypadku słowa managerka, mamy w słowie man, więc spolszczenie tego słowa byłoby odpowiednikiem polskiego facetka. Język polski jest językiem fleksyjnym, czyli jesteśmy zobligowani do odmiany. Jednak chociażby przykład feminatywów, nieużywanych przez lata PRL-u, pokazuje, że aktualnie, mimo że feminatywy są poprawne językowo, budzą śmieszność. A przecież celem feminatywów było docenienie kobiet, nie wzbudzanie śmieszności.
Powiedzmy, że zatrudniam się w firmie, w której nie używa się feminatywów, a dla mnie feminatywy są bardzo istotne i chciałabym, żeby nazwa mojego stanowiska była oficjalnie odmieniana w formie żeńskiej. Jak poprosić o to przełożonego, a jednocześnie nie narazić się na śmieszność i krytykę?
Jak najbardziej można tego wymagać, ale rozumiem blokadę, która może się pojawić w głowie pracownicy, bo szef szefowi czy szefowa szefowej – nierówni. Rzeczywiście może nastąpić obawa, że narazimy się na śmieszność, zgłaszając tak nieoczywiste zapotrzebowanie. Mimo wszystko moim zdaniem, trzeba o to walczyć, bo jeżeli nie zadbamy o przestrzeń szacunku do nas, to będziemy się czuły źle w danym miejscu. Taką potrzebę warto zakomunikować w parze z argumentem. Musi być konkretny argument, dlatego że to mnie zależy na tym, żeby kierować do mnie w ten sposób komunikację. Rzeczowy argument będzie potwierdzeniem, że nie jest to nasza zachcianka, moje widzimisię, że pracownica nie wymyśla nowych zadań dla pracodawcy, który i tak ma dużo obowiązków. Udowodnijmy, że zwracanie się do nas w formie żeńskiej jest dla nas ważne, dlatego że na przykład jesteśmy zadowolone, dumne z tego, że osiągnęłyśmy tak wiele w naszej dziedzinie i nie chcemy czuć się gorzej tylko dlatego, że jesteśmy kobietami. Chcemy być zauważane.
Coraz więcej mówi się o osobach niebinarnych, czyli osobach o niestandardowych tożsamościach płciowych lub ich braku. Czy będzie miało to wpływ na komunikację w biznesie?
W przypadku osób pracowniczych niebinarnych, wraz z nowym pokoleniem pojawia się śmiałość, pozwalająca używać językowych form neutralnych. Jest to wynik różnych zmian i akceptacji społecznych. Już nawet w mediach społecznościowych, takich jak Instagram czy TikTok, każdy przy opisie swojego konta może podać zaimki, jakimi chce, żeby się do niego zwracać. Temat niebinarności bywa obecny i respektowany w szkołach, które są odpowiednikiem małego państwa. Spotykamy się tam z nastawieniem, że nie chcemy obarczać osób niebinarnych dodatkowym poczuciem lęku, dlatego niektóre szkoły stawiają na szacunek względem zaimków neutralnych, tak by były zgodne z tą osobą.
W jaki sposób zdefiniować czy nasz współpracownik, podwładny lub przełożony jest osobą niebinarną, a tym samym odpowiednio dobrać komunikaty, w szczególności zaimki osobowe? Po czyjej stronie leży odpowiedzialność za odpowiedni dobór komunikatów?
O kwestię ewentualnej niebinarności, a konkretnie formy zwrotu do danej osoby, należy po prostu zapytać. Ważne, by zapamiętać, jakiej odpowiedzi udzielił rozmówca i w przyszłości nie bagatelizować tego. Często takie kwestie wychodzą same przez się, w pierwszym kontakcie z daną osobą. We wzajemnej komunikacji, opartej o szacunek, najistotniejsze jest zapamiętanie imienia drugiej osoby, więc tak naprawdę na to należy położyć największy nacisk. Jeżeli chodzi o listy, zamiast pisać Drodzy i Drogie, napiszmy po prostu Dzień dobry. Jest to neutralne powitanie i pasuje niezależnie od pory dnia, w której wysyłamy taki list. W znajomej mi szkole społecznej testowano formy Osoby uczące się oraz Osoby uczniowskie, zamiast używanego od wielu lat Uczniowie. Co prawda forma Osoby uczniowskie była dość kontrowersyjna i nie zdała egzaminu, jednak to sami uczniowie poprosili nas, żebyśmy nie kierowali maili w tradycyjny sposób, czyli Drodzy Uczniowie oraz Drodzy Uczniowie i drogie Uczennice. Prawdziwą przynależność do grupy uczniowie czuli, gdy w mailu występowała neutralna forma Osoby uczące się. Tak jak wspomniałam, sytuacja dotyczy szkoły społecznej, a więc miejsca nie do końca typowego, do którego trafiają osoby, które nie mogły odnaleźć się w tradycyjnych szkołach. Co prawda niebinarność nie jest nowym zjawiskiem, ale wcześniej po prostu nie miała nazwy i nie mówiło się o niej w przestrzeni publicznej. Zresztą do dzisiaj niebinarność nie wszędzie występuje oficjalnie – nie we wszystkich kręgach kulturowych, czy miejscowościach możemy śmiało o niej rozmawiać.
Jak młode pokolenie, które za kilka czy kilkanaście lat podejmie zatrudnienie, wpłynie na rynek pracy?
Nie ma żadnych wątpliwości, że młode pokolenie będzie miało ogromny wpływ na rynek pracy. Wystarczy porozmawiać z uczniami, nie tylko szkół podstawowych, lecz także z licealistami, i od razu doświadczymy, że dla nich formy neutralne i formy feminatywów nie wzbudzają żadnych emocji i przychodzą same z siebie, są naturalne. Naturalność tych form wynika z literatury dla młodych czytelników, czy filmów na Netflixie. Te formy im się neutralizują, bo tak też jest na Zachodzie. Młodzi ludzie dopasowują język polski do chociażby form anglojęzycznych. W języku angielskim czy niemieckim jest łatwiej, jeżeli chodzi o odmianę czy zaimki. W języku niemieckim wystarczy dodać do zawodu końcówkę -in i już wiemy, że to kobieta wykonuje ten zawód. W języku polskim jest trudniej, dlatego młodzi ludzie stosują zapożyczenia, bo wydają im się neutralne. Będziemy iść z duchem czasu, o ile będziemy obserwować młodych ludzi i otworzymy się na naukę nowych form językowych, które stają się naturalne.
Z jakimi trudnościami komunikacyjnymi może mierzyć się pracownik, który dotychczas pracował w mniejszych firmach i nagle podejmuje pracę w korporacji, gdzie współpracownicy porozumiewają się przy pomocy tzw. korpomowy?
Podjęcie pracy w korporacji bywa trudne, ponieważ w tak dużej organizacji człowiek trochę znika w tłumie skrótów językowych, socjolektów oraz nowych zadań. To jest zupełnie inny tryb pracy niż w małej firmie. Nie chciałabym wartościować tych miejsc pracy, a tylko zaznaczyć, że w korporacji pojedyncza osoba jest mniej widoczna. Oczywiście ma to plusy, jeżeli chodzi o podział obowiązków, bo często w mniejszych firmach pracujemy tak naprawdę na kilka etatów. Jeżeli zaczynamy pracę w nowej firmie czy branży i spotykamy się z nowymi słowami, musimy po prostu o nie pytać, prosić o wyjaśnienie, co te słowa oznaczają. Takie pytania możemy skierować do naszych współpracowników, szczególnie tych wdrażających nas w dane stanowisko. Możemy obrócić to w żart. Na szczęście mamy też możliwość sprawdzenia takich słów i zwrotów w internecie.
Czy pracownik korporacji jest zobligowany do posługiwania się korpomową, czy jednak może używać polskich zwrotów i synonimów?
Oczywiście, że nie musi używać korpomowy, ponieważ mamy na większość tych słów odpowiedniki polskie. Jednak te korposłowa same będą do nas przychodzić, ponieważ skracają nam komunikację. Jednym z nadrzędnych celów komunikacji jest ekonomia języka. Przykładem jest chociażby słowo deadline, które jest jednoznaczne i wszyscy od razu wiedzą, co mamy na myśli. Czy tego chcemy, czy nie, siłą rzeczy, te słowa wejdą do naszego języka. Oczywiście dobrze jest komunikować się pełnymi zdaniami i używać synonimów, ale w sytuacji wielu zadań i braku czasu, będziemy wprowadzać skróty korporacyjne.
W korporacji mamy do czynienia z międzynarodowym środowiskiem, a co za tym idzie, wielojęzycznością, która może być barierą w codziennej komunikacji. Warto dodać, że nie zawsze język angielski będzie tym wspólnym mianownikiem. Czy zawodowa komunikacja pomiędzy osobami nieposługującymi się tym samym językiem jest możliwa?
Badania pokazują, że w środowiskach różnorodnych, czyli nie tylko wielokulturowych, ale i chociażby takich, w których współpracują ze sobą osoby sprawne z osobami z niepełnosprawnością, człowiek znacznie lepiej się rozwija. Mimo że taka sytuacja może sugerować pewne trudności komunikacyjne, czy trudności w wykonywaniu zadań, okazuje się, że rozwijamy wtedy nasze mózgi i jest to jedno z najlepszych ćwiczeń. Każde z tych ludzi będzie niosło za sobą swój osobisty, unikalny bagaż doświadczeń, dzięki czemu wspólnie można osiągnąć bardzo ciekawe efekty, a nawet wprowadzić różnego rodzaju innowacje. Mimo że może być niepewność, czy przekazaliśmy sobie dobre komunikaty i czy mamy dokładnie to samo na myśli, osiągnięcie celu i tak jest niemalże gwarantowane, bo komunikację tę możemy przeprowadzić w sposób niewerbalny, czyli na przykład poprzez gestykulację. Nie trzeba znać słów, najważniejsze to wyczuć intencję tego słowa. Przecież małe dzieci nie używają słów, a poprzez gesty i mimikę komunikują się z otoczeniem. Kiedy nie myśli się o barierze językowej, ona po prostu znika.
Od kilku miesięcy w naszym kraju przybywa pracowników pochodzenia ukraińskiego. Zdecydowana większość nie miała dotychczas styczności z językiem polskim i jest aktualnie na etapie nauki naszego ojczystego języka. Co zrobić w sytuacji, gdy słyszę, że mój kolega z działu przeinacza pewne słowa, źle je wymawia etc.? Poprawiać go czy nie?
Najlepiej zapytać, czy chciałby być poprawiany, jednak jest ryzyko, że odpowie, że tak, a wcale nie będzie tego oczekiwał. Wiadomo, że grzeczność poniekąd nakazuje nam przyjmowanie pomocnej dłoni, dlatego może być nam niezręcznie odmówić. Moim zdaniem można poprawiać taką osobę, ale róbmy to z dobrą intencją, na zasadzie nic się nie stało, z uśmiechem na ustach. Poprawiając kogoś, od razu możemy podać przykład, jak prawidłowo wymówić dane słowo. Rozróżniałabym jeszcze poprawianie błędów, które występują w codziennej wewnętrznej komunikacji od tych w komunikacji oficjalnej, na przykład w mailu skierowanym do klienta. O ile w tym pierwszym przypadku, może być przyzwolenie na błędy, o tyle w tym drugim, warto zaingerować i poprawić błąd. Z poprawianiem błędów językowych spotykamy się często w internecie, gdy ktoś komuś wypomni błąd i na tym koniec. Mam wrażenie, że takie zachowania nie służą rozwojowi języka i nauce, tylko pokazaniu swojej wyższości. Mnie, jako polonistce, trudno słuchać, czy czytać błędy językowe, ale jednak nie wytykam ich ludziom, ponieważ nadrzędnym celem jest dla mnie komunikacja i to, żeby drugi człowiek nie blokował się i chciał dalej z nami rozmawiać.
Czy pracownik powinien dyskutować z przełożonym tylko o faktach, czy może też mówić o swoich odczuciach i stanach emocjonalnych?
To wszystko jest uzależnione od miejsca, w którym pracujemy oraz od tego, jak dalece możemy sobie na to pozwolić. Przez lata miałam takie przekonanie, że jest na to przyzwolenie, jeżeli tworzy się równe środowisko pracy. Zdałam sobie jednak sprawę, że jest to złudna równość, bo takie prywatne rozmowy i zwierzenia mogą potem być wykorzystane w różnych sytuacjach, chociażby w sytuacji mobbingu. Jeżeli pracownik przyzna się, że choruje na depresję, może być to argumentem, że nie nadaje się do danej pracy. Pracownicy boją się tych konsekwencji i dlatego nie mówią o swoim prywatnym życiu. Jeżeli czują się na tyle bezpiecznie w środowisku pracy, że powiedzą o prywatnych problemach, a następnie ktoś to wykorzysta, jest to duża trauma dla pracownika.
Podczas naszej rozmowy poruszyłyśmy temat szeroko rozumianej poprawności politycznej w komunikacji biznesowej. W wielu aspektach jest to dla nas nowość, dopiero uczymy się posługiwać takim językiem i istnieje ryzyko, że popadniemy w skrajność. Jak postawić sobie granicę i zachować zdrowy rozsądek?
Po pierwsze, w języku wszystko, co jest za długo sztuczne, umiera. Zupełnie tak jak w przyrodzie. Na dłuższą metę będziemy po prostu zmęczeni danymi formami i okaże się, że są one nieadekwatne do rzeczywistości, wręcz niepotrzebne. Jestem spokojna i przekonana, że to język wyznaczy nam te granice. Naturalnie będziemy rezygnować z pewnych form poprawnościowych. Z pewnością aktualnie mamy za dużo zwrotów typu osoba uczniowska, więc to wymaga jeszcze gimnastyki w używaniu synonimów, żeby nie powtarzać się nieustannie z rzeczownikiem osoba X, osoba Y. Dodajmy, że przede wszystkim mamy do czynienia z ludźmi, a nie tylko osobami (śmiech). Doszło do nadmiaru, ale każdy nadmiar zostanie prędzej czy później usunięty z języka. Przede wszystkim nie narzucajmy nikomu tych form, tylko stosujmy je, gdy ktoś nas o to poprosi. Jeżeli ja nie czuję się psycholożką, mam prawo być psychologiem. Mogę przecież czuć niechęć to tego określenia bądź mieć prywatne uprzedzenia.
Dodatkowo należy mieć na uwadze, że nie wszyscy mają kompetencje językowe na wysokim poziomie i nieustanne poszukiwanie żeńskich odpowiedników, końcówek etc., może być dla wielu osób bardzo problematyczne.
Owszem. To samo dotyczy osób, które zrobiły jakiś błąd w internecie, a ich komentarz wcale nie dotyczył ortografii, a zupełnie innej tematyki. Musimy pamiętać o tym, że jakość człowieka nie jest mierzona liczbą błędów ortograficznych. Kompetencje językowe to tylko jedna, mała dziedzina. To samo dotyczy adresowania listów – nie każdy musi wiedzieć, jak zaadresować list zgodnie z zasadami języka polskiego. Nic się nie stanie, gdy ktoś zrobi to inaczej, nie do końca zgodnie ze sztuką. Powinniśmy dać sobie przyzwolenie na te błędy, bo mamy prawo nie wiedzieć. W całej rozmowie o komunikacji, w szczególności komunikacji inkluzywnej, czyli nastawionej na drugiego człowieka, podstawą jest szacunek. Tutaj intencja gra kluczową rolę, więc nie zakładajmy z góry czyichś złych zamiarów.
Rozmawiała: Kinga Walczyk