Miało być bezpieczniej. Miało być skuteczniej. Zastrzeżenie numeru PESEL to jedno z kluczowych narzędzi ochrony przed kradzieżą tożsamości. A jednak – kolejne historie pokazują, że to nie wystarczy. Bo przestępcy znowu przeszli do ofensywy, a luka w systemie okazała się wyjątkowo kosztowna dla zwykłych ludzi.

Przestępcy nie śpią – korzystają z chwilowego „okienka”
Od momentu, gdy rząd uruchomił możliwość zastrzeżenia numeru PESEL, liczba prób wyłudzeń miała spaść. I rzeczywiście – sam mechanizm daje narzędzia do zablokowania kredytu, pożyczki czy zakupu sprzętu ratalnego. Ale jest pewien haczyk: prawo pozwala na chwilowe cofnięcie zastrzeżenia, a przestępcy nauczyli się to wykorzystywać.
Do redakcji dotarły sygnały o osobach, które – mimo aktywnej blokady PESEL – padły ofiarą wyłudzenia. Schemat był niemal identyczny: ofiara cofała zastrzeżenie, żeby np. podpisać umowę z operatorem. Kilka minut później ktoś w innym mieście, podszywając się pod tę osobę, brał pożyczkę w parabanku.
Oznacza to, że luka nie wynika z błędu systemu, ale z tego, jak skonstruowane są przepisy. Jeśli ktoś chwilowo „odblokowuje” PESEL, to – z punktu widzenia prawa – wszystko działa legalnie. A firmy, które udzielają pożyczek czy sprzedają sprzęt, często nie sprawdzają dokładnie, kto naprawdę stoi po drugiej stronie.
Ochrona pozorna? PESEL to tylko jedno z wielu zabezpieczeń
System zastrzegania PESEL działa – ale tylko wtedy, gdy instytucje finansowe rzeczywiście z niego korzystają. A z tym bywa różnie. Co więcej, część firm przyznaje, że nawet jeśli widzą zastrzeżenie, nie zawsze wstrzymują transakcję.
Dlaczego? Bo przepisy tego nie wymuszają. Dla niektórych podmiotów informacja o zastrzeżeniu jest tylko sygnałem ostrzegawczym, a nie twardym zakazem działania. Efekt? Klient może mieć PESEL zablokowany, a mimo to ktoś – przy odrobinie sprytu – i tak zaciągnie kredyt na jego dane.
Zresztą sam PESEL to tylko fragment większej układanki. Przestępcy często dysponują też skanami dokumentów, numerami telefonów, a nawet próbkami podpisów. W połączeniu z lukami w procedurach bankowych czy operatorskich daje im to szerokie pole manewru.
A co z odpowiedzialnością? W teorii, jeśli ktoś padł ofiarą oszustwa mimo aktywnego zastrzeżenia, powinien mieć silny argument w sporze z firmą. W praktyce – jak to zwykle bywa – zaczyna się batalia prawna. A czas działa wtedy na niekorzyść ofiary.
Czy można się przed tym uchronić?
Oczywiście, że nie da się żyć w pełnej paranoi. Ale może warto zacząć traktować swoje dane osobowe z większą ostrożnością – nie jak PESEL, który pokazujemy przy każdej okazji, ale raczej jak hasło do bankowości elektronicznej. Bo dzisiaj numer PESEL to klucz do zaciągnięcia kredytu, a nie tylko suchy ciąg cyfr na dowodzie.
Wielu specjalistów zaleca też, by w razie konieczności chwilowego cofnięcia zastrzeżenia PESEL (np. w salonie operatora), robić to wyłącznie w danym momencie i na jak najkrótszy czas. Choć to niewygodne, może oszczędzić poważnych problemów. Tym bardziej, że – jak pokazały ostatnie przypadki – okno kilku minut wystarczy przestępcom do działania.
I jeszcze jedno: jeśli ktoś kiedykolwiek wysyłał skan dowodu przez internet, warto rozważyć jego wymianę. Tak, to kosztuje czas i pieniądze. Ale znacznie mniej niż spłata pożyczki, której nigdy się nie wzięło.
W tle tego wszystkiego pojawia się pytanie: dlaczego system został zbudowany w ten sposób? Skoro wiadomo, że cofnięcie zastrzeżenia otwiera furtkę oszustom, to może warto pomyśleć o bardziej elastycznych zabezpieczeniach – takich, które pozwalają na weryfikację nie tylko numeru PESEL, ale i faktycznej tożsamości.
Bo dzisiaj ochrona danych osobowych to już nie kwestia komfortu. To realna obrona przed długami, windykacją i wieloletnią batalią o własne nazwisko.
Źródło: money.pl