W ciągu najbliższych miesięcy co piąty pracownik w Polsce będzie należał do pokolenia Z. Młodzi, urodzeni między 1995 a 2012 rokiem, właśnie zaczynają przejmować biurka po wcześniejszych generacjach. Chcą więcej niż tylko pensji – mówią o atmosferze, rozwoju, docenieniu. I choć brzmi to jak nowa jakość na rynku pracy, statystyki nie pozostawiają złudzeń: 6 na 10 firm zwolniło „zetki” niedługo po ich zatrudnieniu. Co poszło nie tak?
Komfort ponad wszystko – nowe priorytety młodego pokolenia
Dla trzech czwartych przedstawicieli pokolenia Z kluczowy w pracy jest komfort. Nie chodzi tu jednak o poduszki ergonomiczne czy darmową kawę z mlekiem owsianym. Komfort to wynagrodzenie na odpowiednim poziomie, dobra atmosfera, jasna ścieżka rozwoju i – co może zaskakiwać – autentyczne poczucie bycia docenianym.
Nie są to więc tylko „roszczenia”, jak zwykło się mówić o tej generacji z przekąsem. Wielu młodych ludzi ma konkretne oczekiwania wobec szefa: chcą, aby był obecny, wspierający, gotowy do rozmowy, ale też klarowny w komunikatach. Dla części z nich przełożony ma być nie tylko menedżerem, ale niemal mentorem – kimś, kto zauważy, kiedy coś nie gra, i nie rzuci „ogarnij się”, tylko poda rękę. Trudno się dziwić – to pokolenie wychowane w duchu relacyjnego rodzicielstwa, gdzie autorytet opierał się na empatii, a nie dyscyplinie.
Ale to nie wszystko. Zetki chcą przejrzystych struktur wynagrodzeń i rozwoju. Wiedzą, że nie można zbudować zaufania na niedopowiedzeniach. Niektórzy podchodzą do tematu wręcz z zaskakującą pokorą – jak młody programista, który odmówił podwyżki, bo nie skończył zadania. Czasem stereotypy nie wytrzymują zderzenia z rzeczywistością.
Entuzjazm kontra wymagania rynku
Obecność pokolenia Z na rynku pracy to nie tylko trend, ale już twarda rzeczywistość. 60 proc. studiujących zetek pracuje, często łącząc etat z nauką i szukając dla siebie miejsca. Jednak ich obecność nie zawsze okazuje się łatwa do zaakceptowania – szczególnie dla pracodawców.
Jak pokazuje badanie „Work War Z”, trzy czwarte firm jest niezadowolonych z jakości pracy świeżo zatrudnionych młodych pracowników. Najczęściej wskazywane powody? Brak motywacji, niedostatek inicjatywy, problemy z organizacją i brak profesjonalizmu. W oczy rzuca się też trudność w komunikacji i nieumiejętność przyjmowania informacji zwrotnej.
Można się zastanowić, czy problem rzeczywiście leży po jednej stronie. A może firmy wciąż próbują przykładać dawne miary do nowej generacji, nie dostrzegając różnic w stylu pracy, komunikacji czy hierarchii wartości? Bo jak inaczej zinterpretować fakt, że nawet brak doświadczenia – naturalny przecież w pierwszych miesiącach pracy – bywa traktowany jako wada, a nie punkt wyjścia?
Czy rynek pracy jest gotowy na zmianę?
Z jednej strony – mamy pokolenie, które stawia na relacje, sens, przejrzystość i rozwój, a nie na „wykonywanie poleceń bez zadawania pytań”. Z drugiej – firmy, które często potrzebują ludzi gotowych do działania tu i teraz. To napięcie widać na każdym kroku.
Zetki szukają miejsca, gdzie będą mogły być sobą – i mieć z tego chleb. Pracodawcy – wyników, zaangażowania, lojalności. Na razie obie strony sprawdzają się wzajemnie, często nieudanie. Ale może nie pora jeszcze oceniać? Może trzeba przestać oczekiwać od świeżo upieczonych absolwentów zachowań doświadczonych specjalistów, a zacząć budować z nimi coś bardziej długofalowego?
Pytanie, które powraca jak echo: czy firmy potrafią dostosować swoje podejście, zanim zetki po prostu odwrócą się i pójdą dalej – szukać pracy, która ich nie zawiedzie?
Źródło: pulshr.pl