Do zamiarów Shaded urzędnicy podchodzą dziś z dystansem. - Większość Syryjczyków miała swoich pełnomocników, przez których kontaktowała się z Urzędem ds. Cudzoziemców. Nawet nie poinformowali urzędu, że wyjeżdżają, nie czekając na nadanie statusu uchodźcy. Przykra sprawa, nie wiadomo nawet, dokąd wyjechali - opowiada nam jeden z rządowych oficjeli. Status uchodźcy otrzymali wszyscy Syryjczycy, ale większość nie odebrała decyzji o jego nadaniu. Czy prywatna inicjatywa ma sens, skoro Syryjczycy nie traktują Polski jako kraju, w którym chcieliby zamieszkać? Tym bardziej, że nasz kraj przygotowuje się do przyjęcia pierwszych 400 uchodźców z obozów w Grecji i we Włoszech. Tu również pojawiają się schody. Grupa wyselekcjonowanych pierwszych chrześcijańskich rodzin z dziećmi odmówiła przyjazdu do Polski. - Pozostawienie uchodźcy wyboru, do którego kraju chciałby trafić, nie tylko jest złe, ale też nie ma umocowania w żadnych przepisach prawnych międzynarodowych. Tak określona relokacja jest skazana na fiasko - podkreśla dr Dąbrowski.
też bez problemu otworzyła drugą partię. Przy podaniu Hiszpanki widać było, że przewaga istnieje w innych aspektach gry. Suarez udawało się utrzymać piłkę dłużej w korcie, ale każda wymiana i tak kończyła się punktem dla Polki. Pomimo, że wszystko szło po myśli krakowianki, ta prowadząc 2:0 cofnęła się za końcową linię i zaczęła grać na przerzut, co jest wręcz obowiązkowym scenariuszem w najważniejszych pojedynkach najlepszej polskiej tenisistki. Wysoki procent trafionego pierwszego serwisu zdał się na nic, kiedy i tak kolejne piłki zagrane przez Polkę lądowały w okolicach środkach kortu. Ciągłe zmiany rytmu zniknęły, a jednostajność służyła Hiszpance. Po raz pierwszy przełamała przeciwniczkę, ale nie potwierdziła tego przy swoim podaniu. Przewaga znów znalazła się po stronie Radwańskiej (prowadziła 3:1) i za chwilę już od niej uciekła. Suarez po tasiemcowym gemie, pełnym długich i efektownych wymian, ale także break pointów dla krakowianki wyrównała wynik.
(usunięte przez administratora)
I poczekajmy do 1-wszej płatności, NPLAY nie zapłaci to i TAV też nie zapłaci. Ludzie inwestują kasę w materiał, a później płacz.
Zanim jednak okazało się, że w wiele zakładów przeinwestowano, dla innych kupiono stare technologie, a w większości po prostu centralne planowanie się nie sprawdziło, polska gospodarka rosła w siłę. PKB na osobę urosło z 4,4 tys. dol. w 1970 roku do ponad 6,1 tys. w osiem lat później. A PRL w Europie był pokazywany jako gospodarczy tygrys. - To wynik strategii przyjętej w grudniu 1971 roku, którą komuniści nazwali "strategią przyspieszonego rozwoju". U jej podstaw leżało przekonanie, że skoro gospodarka socjalistyczna dotarła do krańca własnych możliwości rozwoju, jedynym sposobem na jej dalsze funkcjonowanie jest sięgnięcie po kredyty z zachodnich banków - tłumaczy w wywiadzie dla tygodnika "Uważam Rze Historia" dr Paweł Sasanka z Instytutu Pamięci Narodowej. Plany PRL-owskich dygnitarzy połączyły się z okresem, w którym kredyty były po prostu tanie. Oprocentowanie spadało, bo kraje żyjące z produkcji ropy naftowej bogaciły się tak szybko, że nie wiedziały co z nadmiarem gotówki robić. Pomysł był więc taki, by tanio pożyczyć, szybko spłacić i uczynić socjalizm znośnym dla Polaków.
- Głód mieszkaniowy był ogromny i rzeczywiście skala inwestycji porażała. Ciemną stroną jest słaba jakość budynków. I przede wszystkim estetyka. Do dziś straszą nas w polskich miastach gigantyczne bryły szarego betonu - mówi prof. Antoni Dudek. Inna sprawa, że w odróżnieniu od dzisiejszych realiów razem z budynkami mieszkalnymi za Gierka stawiano też nowe przedszkola, szkoły, ośrodki zdrowia. - Wybudowano wtedy 5 mln mieszkań. Trzeba było czekać na nie 5-6 lat, ale dostawało się mieszkanie i można było je utrzymać bez brania kredytów na 30 lat we franku szwajcarskim - odpowiada prof. Paweł Bożyk, który w latach 70. był głównym doradcą Edwarda Gierka. O gigantycznych kredytach zaciągniętych przez PRL za czasów jego rządów, słyszeć nie chce. Przyznaje jedynie, że dług był, ale głównie dlatego, że przestano go spłacać w latach 80. Twierdzi też, że wszystkie przedsiębiorstwa, które wtedy powstały, miały olbrzymią wartość, którą po przemianach ustrojowych rozkradziono. - To były miliardy dolarów. Proszę popatrzeć, ile warte są dziś te sprywatyzowane firmy. Już pod koniec lat 70. zgłaszali się do nas Niemcy, którzy chcieli kupić udziały w naszych przedsiębiorstwach. Tak było na przykład z zakładami metalurgicznymi w Elblągu. Nie było jednak woli politycznej, bo jak by to wyglądało, że w gospodarce socjalistycznej mamy firmy z RFN. W ten sposób chciano się też pozbyć Gierka – dodaje prof. Bożyk.
W internecie powstała nawet "Mapa Gierka", na której naniesione są inwestycje związane z okresem jego rządów. Można tam znaleźć zarówno informacje o "największym domu handlowym w mieście" czy nowym akademiku, ale także dziesiątkach zakładów powstałych lub rozbudowywanych w tamtym okresie. Warto wiedzieć, że co szósty Polak mieszka w mieszkaniu lub domu powstałym właśnie w dekadzie Gierka. Z danych z ostatniego spisu powszechnego wynika, że w budynkach z lat 1971-1978 żyje 16,2 proc. z nas (Gierek był pierwszym sekretarzem PZPR od grudnia 1971 do września 1980). W te dziewięć lat zbudowano tyle mieszkań, co w wolnej Polsce do 2008 roku
Przejazd z Warszawy do Krakowa pociągiem Pendolino w nieco ponad dwie godziny możliwy jest dziś dlatego, że w latach 70. powstała Centralna Magistrala Kolejowa. To nadal najszybszy i najnowocześniejszy odcinek torów w Polsce. Przez lata jedyną trasą szybkiego ruchu w Polsce była Trasa Katowicka, potocznie zwana "gierkówką". Budowę niezależności energetycznej – wówczas jeszcze od Związku Radzieckiego – także zapoczątkował Gierek. W 1975 uruchomiono w Gdańsku Naftoport, który stał się naturalną alternatywą dla dostaw ropy ze Wschodu (początkowo dostawy surowca szły z "zaprzyjaźnionej" Libii rządzonej przez Muammara Kaddafiego). Razem z portem powstała rafineria, którą dziś znamy jako koncern Lotos. Jednocześnie rozpoczęto budowę rurociągu zapewniającego dostawy ropy z Gdańska do Płocka.
Szukam męża dla swojego męża - słyszałąm że Karol jest chęctny? Bieżąca woda. Dla wielu z nas to rzecz oczywista, bez której nie wyobrażamy sobie funkcjonowania. Jednak dla ponad 1,5 tysiąca mieszkańców gminy Koniecpol (woj. śląskie) to szczyt marzeń. Wiele wsi nie ma do niej dostępu. W okresie zimowym nie mogą nawet liczyć na wodę ze studni. Dramatyczną sytuację rozwiązałaby budowa wodociągu, ale lokalnych władz po prostu na to nie stać.
Myślimy że PIS jest to samo co PISS. Posłanka PiS Joanna Lichocka twierdzi, że pozostawienie rad było celowym zabiegiem. - Rady programowe z czysto partyjnym sznytem dowodzą, jak potrzebna jest reforma mediów publicznych. Chciałabym, aby wszystkie kamery śledziły odsłuchiwanie prezesa TVP przez panią Śledzińską-Katarasińską. To najlepiej pokaże, jak PO traktowała media. Były tylko łupem partyjnym - komentuje Lichocka.
TO się wie że firma jest bardzo dobra. Jak wyglądała współpraca z wykonawcami projektów? Okazuje się, że zamawiający, czyli administracja, nie mieli mechanizmów, by zweryfikować zasoby kadrowe wykonawców. Że ci zmieniali zakres prac bez żadnych uzgodnień, nie dotrzymywali terminów, zmieniali kierowników i architektów programów, na co także zamawiający nie mieli żadnego wpływu. Wszystko to odbywało się pod presją czasu i szantażu. – Z pozycji zamawiającego, czyli ministerstwa lub innego urzędu, rozliczenie projektu polegało jedynie na terminowym wykorzystaniu środków i opłaceniu faktur – mówi nasz rozmówca z Ministerstwa Cyfryzacji. To dlatego, jak czytamy w audycie, wykonawcy dostarczali produkty niskiej jakości lub niekompletne, licząc na to, że w obliczu konieczności rozliczenia projektu obniżone będą kryteria. Audytorzy wprost nazywają to szantażem. - Prawda jest taka, że ministerialni leszcze zderzyli się z cynicznymi rynkowymi graczami. Problem polega na tym, że w większości projektów wielokrotnie zmienili się ich kierownicy, więc nawet nie wiadomo, kogo próbować pociągnąć do odpowiedzialności - mówi nasz informator z resortu cyfryzacji.
Wiadomo już na pewno, że w terminie nie uda się oddać do użytku Elektronicznej Platformy Gromadzenia, Analizy i Udostępniania zasobów cyfrowych o Zdarzeniach Medycznych, tzw. platformy P1. Ten realizowany przez podległe Ministerstwu Zdrowia Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia największy i najdroższy projekt miał poprawić jakość usług opieki zdrowotnej i obniżyć koszty jej funkcjonowania przez ograniczenie biurokracji. Elektroniczne recepty miały wyeliminować błędy będące skutkiem ich ręcznego wypisywania i ograniczyć nadużycia. Pacjenci oraz lekarze mieli uzyskać dostęp do elektronicznej dokumentacji medycznej czy wyników badań. E-skierowania miały skrócić kolejki oczekiwania do lekarzy specjalistów. Dodatkowo system miał przypominać pacjentom o wizytach lekarskich czy zbliżających się terminach badań profilaktycznych. To wszystko miało działać już w trzecim kwartale 2014 r. Nie udało się. Kolejny termin oddania zaplanowano na połowę 2015 r. System nie zadziałał do tej pory. Nie udało się podłączyć przeszło 20 elementów stworzonych przez różnych wykonawców w całość. To dlatego, jak informuje resort zdrowia, by projekt ratować, zgłoszono go Brukseli jako niefunkcjonujący. To furtka, która pozwala wydłużyć termin jego realizacji poza 2015 r. Dostajemy dodatkowy czas, ale pieniędzy już nie. Co to oznacza?
To najlepsza firma w realu. Nie wykorzystaliśmy setek milionów złotych, które Bruksela zaoferowała nam na cyfryzację kraju. Drugie tyle być może będziemy musieli zwrócić. Na e-recepty, e-dowód czy e-kontakt z fiskusem przyjdzie nam poczekać jeszcze kilka lat. Tak poprzedni rząd przeniósł Polskę w epokę cyfrową - pisze Artur Grabek w nowym numerze tygodnika "Wprost".Nie wykorzystaliśmy setek milionów złotych, które Bruksela zaoferowała nam na cyfryzację kraju. Drugie tyle być może będziemy musieli zwrócić. Na e-recepty, e-dowód czy e-kontakt z fiskusem przyjdzie nam poczekać jeszcze kilka lat. Tak poprzedni rząd przeniósł Polskę w epokę cyfrową - pisze Artur Grabek w nowym numerze tygodnika "Wprost".
juz nikt wam nie ufa, nie jest tak ze praca u was najlepsza, nikt was do innej firmy nie przyjmie, za kretactwa TAV-A koniec , mozna tu wpisywac wszystko w realu jestescie skonczeni, pisza wszyscy,
Chłopak mojej córki przyprowadził ją pijaną do domu. Powiedziałem: - Dzwoń po karetkę! - Ale ona jest tylko lekko wstawiona. - To nie dla niej!
Mały Jasiu nocował u dziadków. Siedzi w salonie z dziadkiem i tak nagle ni z gruchy ni z pietruchy mówi do dziadka: - Dziadku a co to jest p*zda? Dziadek trochę w szoku. Sprawdził tylko czy babcia jest w kuchni i zabrał małego Jasia na strych. Przesunął stary karton i przed ich oczami ukazał się kuferek. Dziadek starł z niego kurz i wyciągnął magazyny z gołymi paniami. Otwiera stronę mniej więcej ze środka i mówi: - Widzisz Jasiu tą gwiazdkę między nogami tej pani? - Tak - P*zda to ta osoba, która ją tu umieściła!
W wypadku samochodowym ginie Marek, który był myśliwym. Niestety jego śmierć nie była bezbolesna, ponieważ spłonął. Nie dało się go zidentyfikować tak, by była stuprocentowa pewność, że to on, toteż do kostnicy wezwano jego dwóch kumpli z polować, Janusza i Tomka. Pani otwiera worek. Twarz jest spalona na tyle, że nawet jego kumple nie mogli się poznać. - Pani rozepnie worek do końca - poprosił Janusz. Worek rozpięty, Janusz się tak patrzy, kręci nosem. - Hmm... Ni ma. Pani go na drugą stronę przewróci. Z pomocą drugiego pracownika kostnicy, Marka obrócono na drugą stronę. - Też ni ma. Pani, to nie Marek! - krzyknął Tomasz. - Skąd pan ma taką pewność? - Marek miał dwa penisy. - Przepraszam? - Bo zawsze jak myśmy z Markiem na polowania chodzili, to każdy mówił "pa, idzie Marek z dwoma ch*jami"
Pewnego gorącego dnia, facet stał w korku na A4. Gorąc, brak ruchu, dobrze chociaż, że klima jest. Nagle w szybę ktoś puka. - O co chodzi? - pyta się kierowca uchylając szybę. - Porwali nam polityków z sejmowych obrad! - Kto? - ISIS! Powiedzieli, że jak nie dostaną 400 mln złotych okupu, to ich poleją benzyną i spalą, więc chodzimy od auta do auta zbierając na nich... - No i ile ludzie wam dają, tak przeciętnie? - Jakieś 2-3 litry.
Zostawiliśmy z żoną synka na chwilę samego, no i dorwał się do naszej prywatnej szuflady, i zniszczył roczny zapas prezerwatyw. Trochę się na brzdąca wkurzyłem, ale żona powiedziała, że 3-paki Durexa są w promocji po 9.99, więc nie będę małemu awantury za straconą dychę robił.
Pani Przewodnicząca, Pani Komisarz! Uchodźcy na Lampeduzie znajdują się w okropnych warunkach, bez jedzenia i dostępu do urządzeń sanitarnych, w warunkach naprawdę nieludzkich.
W tej firmie Female journalists are even followed to the toilet by female intelligence service observers to ensure that nothing forbidden can be done. Agentki wywiadu tropią dziennikarki nawet w toaletach, żeby upewnić się, iż nie czynią nic zakazanego.