Miejsce to przypomina coś między folwarkiem zwierzęcym a poziomem abstrakcji opisanej w książce Ferdydurke. Właściciel jest zadufanym w sobie bucem, który chce mieć pracownika który wykonuje wszystkie obowiązki za minimalną stawkę. Jakakolwiek perspektywa rozwoju? Co najwyżej można awansować z pracy w piwnicy do pracy przy pilnowaniu maszyny drukarskiej na krzesle. Na poziomie dziennym awantury szefostwa z synem który jest wersja demo właściciela z IQ równym szympansom (nie obrażając szympansów). Jeśli ktoś ma ochotę słuchać patologicznego rapu i obserwowanie jak gibie się do tego syn szefostwa jest to praca prosto dla niego. Iście rodzinna atmosfera, brakuje tylko owocowych czwartków
Miło, że napisałeś, po takim czasie to się nawet cieszę. Ale pytałam się w czerwcu o zarobki, a Ty na pewno wiesz jakie są. Już wiem, jakie są stosunki w drukarni, może dopiszesz i o tej kasie dla grafika?
Pracowałem przy banerach, ale co nieco wiem. Chętnie biorą staż przez urząd pracy lub darmowe tygodnie próbne, a potem najniższa krajowa. Bardzo duża rotacja grafików, średnio po roku, każdy idzie po podwyżkę i słyszy, że nie ma szans bo szef ma leasing na maszyny. Mi na dole przy 14 stopniach w zimie w pomieszczeniu było zimno, ale się ruszałem, graficy siedzieli w kurtkach i rękawiczkach, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Słyszałem, że ktoś był raz na zastępstwo i nie dostała w ogóle pieniędzy, bo "źle zrobił". No graficy w zasadzie siedzieli do oporu, bo coś ma być wydane - czy płatnie czy bezpłatnie to nie wiem, ale rzadko kończyli o 16.30