Nie polecam tego pracodawcy. Zaczynając od początku. Menadżerka spóźniła się na rozmowę (!) Umówiona na 10 przyjechała jakoś na 12 (?) Przy rozmowie każdy miły jak to jest w standardzie. Milusia, kawka, rozmowa. Zacznijmy od tego, że przez pierwszy tydzień pracujesz za darmo. Bo to okres próbny. Można to jeszcze zrozumieć. Niby wszystko miało być przyjazne studentom i uczniom. Dwie soboty w miesiącu trzeba przepracować. Menadżerka czy pani Barbara mają gdzieś, że czasem szkoła nie jest tylko dwa razy w miesiącu bo zdarza się co tydzień. Ty MUSISZ przepracować ileś tam. Czas na naukę? Zapomnij. Dla nich i tak licz się tylko to żeby mieć legitymacje. Nie musisz być realnie uczniem. Ale jeśli już jesteś to nie licz na to, że znajdziesz czas na naukę. Praca ma być Twoim drugim domem. Pierwsze tygodnie są bardzo miłe itd. Aż w końcu stwierdzą, że można pokazać różki. Musisz pracować mimo anginy. Nie ma czegoś takiego jak zwolnienie lekarskie. Umowa zlecenie. Ale nie możesz wziąć ani jednego dnia wolnego. A jak już ci dadzą to zaczną wypominać, że je dostałeś. W firmie panuje okropna fałszywość. Gang zawistnych kobiet. Każdy tu kopie pod każdym dołki. Najbardziej stresujące jak i zabawne są teatrzyki. Kiedy to Menadżerka zwołuje sobie grupę wchodzi ci na sklep i przy klientach robi naprawdę śmieszny teatr. A klienci patrzą na ciebie ze współczuciem w oczach. Zmiany grafiku z dnia na dzień i nikt się nie pyta czy tobie to pasuje. Ty MASZ przyjść bo kogoś tam zaboli palec. Jeśli cukiernia coś spieprzy z tortem to oczywiście twoja wina. Jesli ktoś lubi żyć w ciągłym stresie, zmęczeniu itd to praca idealna. Tylko musisz zapomnieć o jakimkolwiek życiu towarzyskim, nauce. Bo tego naprawdę nie da się pogodzić.
Tak było, jak pracowałam. Tyle że miałam pracować w moim mieście, gdzie mieszałam. Wysłali mnie na szkolenie najpierw na kilka dni w jeden punkt, a potem w drugi na tydzień. (Te przymusy, że nie możesz usiąść na 10 minut i zjeść to jakaś paranoja, ale może coś się zmieniło teraz...?) Po tym tygodniu wysłali na trzeci punkt, gdzie pracowałam miesiąc. To była moja pierwsza praca i byłam ogólnie zestresowana, więc ciężko mi było się odezwać, ale to w końcu zrobiłam. Menadżerka powiedziała, żebym zapomniała o przeniesieniu, bo tam są ludzie do pracy. Jakim człowiekiem trzeba być, żeby nie chcieć pracownika tak blisko mieszkającego? Zwolniłam się, a przez plotkarstwo w firmie już w Kielcach wiedzieli, że chce złożyć wypowiedzenie. To była komedia, jak dziewczyny się obgadywały i kręciły afery... A swoją drogą, dwa tygodnie po moim zwolnieniu otworzyli nowy punkt w mojej miejscowości, a na drzwiach kartka - szukamy pracowników. xD