To prawda co piszą ze pracownicy są poniżani ? I ze pracują na czarno?
Cała prawda o Inpoście Pijani listonosze wyrzucający do śmieci korespondencję sądową, poniżani, zatrudniani na czarno pracownicy, bezzasadne obcinanie i tak już żałosnych pensji oraz karanie za wirtualne przewinienia - oto codzienność w wałbrzyskim oddziale Inpostu. To, co tam zobaczyłem daje do myślenia nie tylko o sposobach zatrudniania i traktowania pracowników w naszym kraju - mówi Robert (imię zmienione), który spędził w wałbrzyskim Inpoście kilkanaście miesięcy. Pokazuje przede wszystkim, z jak głęboką niedbałością i nonszalancją państwo polskie traktuje służące jego prawidłowemu działaniu instytucje, powierzając często niezwykle ważną korespondencję nieodpowiedzialnym osobom i pozbawionym jakiejkolwiek kontroli instytucjom. Dzwonię do wałbrzyskiego oddziału firmy podając się za osobę, która szuka zatrudnienia. Rotacja wśród tzw. listonoszy jest na tyle duża, że zostaję zaproszony na rozmowę już następnego dnia. Nikt nie wymaga ode mnie wykształcenia, doświadczenia ani odpowiedzialności. Chwila szkolenia i jestem gotowy do roznoszenia przesyłek. Obiecują mi umowę - zlecenie. Z rozmów z pracownikami wiem, że na realizację tej obietnicy będę musiał poczekać kilka miesięcy. Rezygnuję. Firma, już na pierwszy rzut oka odbiega od standardów, do których przyzwyczaiła nas choćby Poczta Polska. Rozpadający się pokopalniany szyb w obskurnym otoczeniu, brudny plac, na szybko sklecony punkt obsługi klienta i pachnący pleśnią strych, na którym odbywa się sortowanie przesyłek. Nie wygląda to ani profesjonalnie, ani wiarygodnie, ani zachęcająco. Robert pracował na czarno, jak większość. Po kilku miesiącach otrzymał upragnioną umowę - zlecenie. Jak się okazało, po podpisaniu trafiła do szuflady na stertę innych sobie podobnych. Inpost zapomniał o odprowadzaniu składki zdrowotnej i emerytalnej do ZUS-u. Jak odnosiła się do zatrudniania na czarno Państwowa Inspekcja Pracy? Gdy pojawiała się kontrola chowaliśmy się w magazynie lub dostawaliśmy telefon, by w tym dniu nie przychodzić do pracy - tłumaczy Robert. Najwyraźniej urzędnikom PIP-u puste stanowiska pracy wystarczały, by nie dopatrzyć się żadnych nieprawidłowości - dodaje. Kontrolerzy nie mogli też natknąć się w firmie na doręczycieli. Ci, poza garstką odpowiedzialnych, zdeterminowanych do tej pracy ciężką sytuacją życiową osób to ludzie "z łapanki", rekrutowani najczęściej wśród przedstawicieli lokalnej menelki. W czasach, gdy tam pracowałem, listonosze obsługujący Podzamcze, Piaskową Górę i Szczawienko pijani byli zawsze - wspomina Robert. To nie przeszkadzało kierownictwu i właścicielowi powierzać im tak ważne pisma, jak sądowe decyzje czy wezwania do prokuratury - dodaje. O tym, że zdawali sobie sprawę, kogo zatrudniają świadczy słownictwo, którym konkubina właściciela zwracała się do listonoszy. Wyzywanie od brudasów czy śmierdzieli należało bowiem do żelaznego kanonu rozmowy z pracownikami. W tym kontekście nie dziwi fakt, że przesyłki tak często zamiast do skrzynek na listy trafiały do koszy na odpadki. - Zdarzało się, że w sortowni śmieci znajdowano pliki rachunków za telefon, które ktoś zamiast doręczyć wyrzucił do pojemnika na makulaturę - mówi Robert. Notorycznie ginęły paczki i ciągle dzwonił telefon od osób, którym nie doręczono jakiegoś ważnego pisma. Szef kilkukrotnie był wzywany w tego typu sprawach do prokuratury, ale nic to nie dawało. Nie miał zamiaru zmieniać swojej polityki kadrowej - dodaje. Przypomnijmy: aktualnie Inpost odpowiedzialny jest m.in. za obsługę korespondencji trzynastu ministerstw, a także kilkunastu urzędów centralnych, wojewódzkich oraz prokuratur okręgowych i apelacyjnych. W przetargu na te usługi firma była tańsza zaledwie o 7,5 proc. w stosunku do Poczty Polskiej - instytucji z odpowiednią infrastrukturą, uczciwie zatrudnianymi pracownikami, misją i tradycją. Kilka milionów złotych, które zaoszczędziło Państwo na przetargu odbija się teraz na tysiącach pracowników traktowanych w całej Polsce jak śmieci i urzędowej korespondencji, która w podobne śmieci została zamieniona. Czy osoby odpowiedzialne za przetargi publiczne zauważają, że Państwo "troszczy się" o publiczne finanse kosztem godności obywateli i kosztem dobrej organizacji pracy jego urzędów? Z pewnością nie, skoro swoim działaniem doprowadzają do powstawania takich patologicznych tworów, jak Inpost.
nimi wszystkimi powinni zajac sie prokuratorzy za niewolnictwo ktore jest dawno zabronione,piszcie swoje opinie jesli oni nie beda mieli ludzi do pracy to sami popadaja i mafia ustapi miejsca uczciwym wlascicielom firm,piszcie bo to moze byc ostrzezeniem i najlepszym materialem do wstrzasniecia tym fundamentem'takich pseudo pracodawcow trzeba eliminowac ze spolecznstwa bo szybko sie mnoza i za dlugo zyja bezkarnie.
Przestrzegam wszystkich przed tą firmą!!!!Przekręci,cwaniacy,doprowadzają ludzi do obłędu!!!M[usunięte przez moderatora]Kierowcy (usunięte przez administratora) y i prostacy!!!!!!Szefowa E[usunięte przez moderatora] - niby pani z wyższym, ale tak naprawde zachowuje się jak idiotka i udaje, że nie widzi co się wyrabia w jej niby firmie!Wykorzystują ludzi!!!Praca po 12 godzin i nie zły zapierdziel!Płacić też nie chcą!Stoi się pod bramą jak pies i czeka aż E[usunięte przez moderatora] wyjdzie i powie czy należy się kasa czy nie!!!!!!!UWAŻAJCIE!!!