Po miesiącach wahań i rozczarowań, listopad przyniósł zaskakująco pozytywne dane o sprzedaży detalicznej w Polsce. Czy to zapowiedź nowego trendu, czy jedynie świąteczny szał zakupowy? Wyniki wskazują na poprawę, ale odpowiedź na to pytanie nie jest tak jednoznaczna. Główny Urząd Statystyczny podał, że sprzedaż detaliczna w cenach stałych wzrosła o 3,1% rok do roku, co przewyższyło oczekiwania ekonomistów zakładających skromny wzrost na poziomie 1%. W tle jednak kryją się zmienne, które nie pozwalają jednoznacznie ogłosić „powrotu konsumenta”.
Mocne odbicie czy sezonowy wyjątek?
Patrząc na dane z ostatnich miesięcy, trudno nie zauważyć dużej niestabilności. Wrześniowe rozczarowanie, gdy zamiast oczekiwanego wzrostu o 3,2% odnotowano spadek o 3%, nadal odbija się echem w analizach ekonomistów. Listopadowy wynik, choć najlepszy od lipca, rodzi pytania: czy mamy do czynienia z trwałym trendem, czy jedynie efektem zakupów świątecznych?
Na uwagę zasługuje wyjątkowo mocny wzrost sprzedaży nowych samochodów i motocykli – aż o 28,1% rok do roku. To właśnie ta kategoria znacząco podniosła średnią, choć pozostałe sektory nie wypadły równie okazale. Wzrost odnotowano także w sprzedaży farmaceutyków i kosmetyków oraz paliw, co może być odzwierciedleniem zmieniających się priorytetów konsumentów – zdrowie i mobilność zdają się zyskiwać na znaczeniu.
Jednak większość kategorii nadal zmaga się z problemami. Sprzedaż żywności spadła o 0,2%, a dóbr trwałego użytku, takich jak meble czy sprzęt RTV/AGD, zmniejszyła się o 2,3%. Jeszcze bardziej martwi 14,7-procentowy spadek sprzedaży odzieży i obuwia, co może wskazywać na dalsze zaciskanie pasa przez Polaków.
Konsumpcja kontra oszczędności
Jednym z najciekawszych zjawisk tego roku jest fakt, że mimo wzrostu wynagrodzeń realnych, konsumenci nie rzucili się w wir wydatków. Zamiast tego obserwujemy coś przeciwnego – odbudowę oszczędności. GUS podaje, że wskaźnik przyszłych oszczędności osiągnął najwyższy poziom w historii. Z jednej strony to dobra wiadomość dla stabilności gospodarki, z drugiej – trudny orzech do zgryzienia dla sektora handlowego.
Dlaczego Polacy ograniczają wydatki? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ale eksperci wskazują na negatywny przyrost naturalny, którego nie rekompensuje nawet saldo migracji. Mniejsza liczba ludności oznacza niższy popyt, zwłaszcza na dobra codzienne.
Warto jednak pamiętać, że za decyzjami konsumenckimi stoi również psychologia. Konsument, który odczuł niepewność w poprzednich latach, nie od razu wraca do dawnego poziomu wydatków, nawet jeśli sytuacja finansowa się poprawia. Być może to nie tylko odbudowa oszczędności, ale także wciąż żywe wspomnienia gospodarczych turbulencji hamują Polaków przed bardziej odważnymi zakupami.
Co dalej?
Listopadowy wzrost to sygnał, że konsumpcja nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Jednak kluczowe pytanie brzmi, czy będzie to początek nowego, trwałego trendu, czy jedynie jednorazowy zryw przed świętami. Rynek motoryzacyjny, będący głównym motorem wzrostu, nie wystarczy, by utrzymać pozytywne wyniki w kolejnych miesiącach. Bez wyraźnej poprawy w pozostałych sektorach trudno będzie mówić o pełnym odbiciu.
Dane za grudzień pokażą, czy poprawa nastrojów konsumenckich, odnotowana przez GUS, znajdzie odzwierciedlenie w portfelach Polaków. Na razie jedno jest pewne: ogłoszenie „śmierci konsumenta” było przedwczesne, ale droga do pełnego ożywienia jeszcze daleka.
Źródło: bankier.pl