Wybory parlamentarne są już za nami, podobnie jak i pierwsze posiedzenie Sejmu. Nie pozostawiło ono żadnych złudzeń co do faktu, że już w niedalekiej przyszłości rządy w naszym kraju ponownie obejmie Donald Tusk. Koalicja Obywatelska której polityk przewodzi, otrzymała zaufanie wyborców w dużej mierze z uwagi na szereg postulatów, opisywanych w programie „100 Konkretów”. Jak się okazuje, jedne z najistotniejszych dla Polaków postulatów mogą nie zostać spełnione.
Na czym miał polegać kredyt 0% i dopłaty do wynajmu mieszkań? Jaka jest szansa na spełnienie rzeczonych postulatów? Czy to prawda, że Donald Tusk nie zrealizuje danych wyborcom obietnic? Na te i inne pytania postaramy się odpowiedzieć w niniejszym materiale.
Kredyt 0% i dopłaty do najmu – o co chodzi?
Wybory parlamentarne stanowią zwykle czas, w którym politycy rozmaitych opcji prześcigają się w obietnicach dawanych wyborcom. Koalicja Obywatelska, a więc główny konkurent oddającego władzę obozu Prawa i Sprawiedliwości, postanowiła dość odważnie przelicytować postulaty socjalne swojego rywala. Odpowiedzią na program „Bezpieczny Kredyt 2%”, wprowadzony przez rząd Mateusza Morawieckiego, miał być kredyt 0%, gdzie – jak nietrudno się domyślić – wszystkie odsetki wynikające z kredytu miało opłacać Państwo (naturalnie, z naszych podatków).
Dodatkowo, dotychczasowa opozycja chce również wesprzeć osoby wynajmujące mieszkania. Zgodnie z programem „100 Konkretów”, najemcy mieliby otrzymywać miesięcznie aż 600 złotych dopłaty do czynszu. Nieco uszczypliwe, choć wcale nie pozbawione sensu komentarze wskazują, że wraz z pojawieniem się tego rodzaju zapomogi, ceny najmu zwiększyły by się właśnie o 600 złotych, bo żaden przedsiębiorca nie będzie miał zamiaru tracić zarobku w imię infantylnego postrzegania ekonomii.
Program „100 Konkretów” nie zostanie zrealizowany?
Okazuje się jednak, że wyżej wymienione postulaty – jedne zresztą z istotniejszych dla Polaków – najprawdopodobniej nie zostaną wprowadzone. Kluczowym powodem ma być fakt, że członkowie budowanej w Sejmie koalicji (Koalicja Obywatelska, PSL, Trzecia Droga i Lewica) nie są w rzeczonej kwestii jednomyślni. Jako powody formalne wskazuje się natomiast całkowitą ekonomiczną nieracjonalność takiego rozwiązania – pieniędzy w budżecie nie ma, a na taką „kiełbasę wyborczą” musiałoby się znaleźć co najmniej 10 miliardów złotych rocznie.
Dochodzi w tej materii do dość tragikomicznej sytuacji, gdzie powinniśmy raczej się cieszyć, że po raz kolejny zostaliśmy przez polityków oszukani – wprowadzenie opisywanych zmian spowodowałoby znaczny wzrost cen mieszkań, cen wynajmu, a także napędziłoby i tak wysoką już inflację. Taki stan rzeczy obnaża co prawda smutną prawdę o stanie polskiej demokracji, ale jak mawiał klasyk: „co zrobisz, jak nic nie zrobisz?” Pozostaje nam jedynie cierpliwie wyczekiwać kolejnego festiwalu wymówek i mydlenia oczu, któremu tradycyjnie przygrywać będzie pogarda wobec zwykłych, szarych, uczciwie pracujących obywateli.