MAT DANIA Sp. z o.o.

Dania ma na pokładzie wiele problemów, które skutecznie drenują satysfakcję z wykonywanej tam pracy i to niezależnie od piastowanego stanowiska. Wydawać by się mogło, że skandynawska firma skandynawskie wartości szanować będzie. Tutaj jednak pojawia się pierwszy odwieczny-mistyczny problem, którym jest niemierzalna kultura organizacyjna - bo jak się czegoś nie da zmierzyć, to to coś nie istnieje przecież (LOL). Po co sobie zawracać czymś takim głowę? Dania stosuje tę wymyśloną jeszcze przez Inków metodę i skrupulatnie z uporem żeliwnego pniaka liczy tylko to na co jest formułka w excelu. W związku z tym pytanie nr. 1 do MANAGIENAMIENTU (czy jak to się tam pisze, nie wiem, bom ameba). Czy pracownicy identyfikują się z firmą i czy Wasze działania w tym kierunku wykraczają poza excel-a? Tutaj z pewnością padnie odpowiedź - "ba, panie majstrze ameba ależ oczywiście, mamy system premiowy sypiący kokosami na lewo i bananami na prawo , a i czasem w przód i w tył coś sypnie". Tutaj rodzi się w mej amebie kolejne pytanie, czy te cele są celami S.M.A.R.T (celowo kropuszkami oddzieliłem, żeby managierom w głowie nie namieszać i nie chodzi mi tu bynajmniej o sprytne cele, bo przecież cele nie mają sprytku - tutaj odsyłam do wikipedii). To, że "cele ambitne lecz osiagalne być powinny" wiecie z tych książek co tam na studiach Wam kazali czytać albo w telewizji mówili. Odpowiecie, no panie majster ameba, przecie normy o 10% podniesione, toć to nie je dużo. A nu nie je to dużo majster powie, a może je? Majster nie wie, bo odpowiednimi badaniami to być poparte powinno. Natomiast jeśli managiery jak te takie co z nich się korzuchy robi ido tam gdzie im palcem władca wybawiciel wskaże i dążą do uzyskania wskaźnika "Oii" na poziomie 105% to rodzi to poważne problemy natury egzystencjonalnej wśród pracowników szeregowych i managierów liniowych. Tutaj odniesienie do kultury organizacyjnej, która jest nawidoczniej (wątpię czy świadomie) ukierunkowana na osiąganie coraz to większego przemiału żeliwa. Każdy świadomy swej zaje**stości managier (tzn. wiem, że każdy we własnym mniemaniu już taki jest) wie, że przychodzi moment w którym trzeba powiedzieć stop i zająć się innymi aspektami (równie istotymi). Tutaj mi się wykluło kolejne pytanie. Dania walczy od 6ciu lat o coraz to lepsze Oii, tak jak od pierwszych miesięcy swej egzyzstencji. Zatem kto jest nieudolny, że ciągle nie da się osiągnąć zadowalającego wyniku? Jest taki efekt co się nazywa konwergencją ekonomiczną (HRów o to nie posądzam, ale GM powinien to wiedzieć, jeśli nie to o biada nam wszystkim). W skrócie, to przychodzi moment w którym ponoszone nakłady pracy są niewspółmierne do osiaganych zysków. Mówiąc moim językiem rodem z głębin to im bardziej jesteśmy zaje**ści to tym trudniej nam osiągać lepsze wyniki. Rozumiem, że Dania ma na celu osiągnięcie wyniku 100% po czym nastąpi implozja i wodotryski. Kiepska wizja kapitanie. Muszę też zdecydowanie się odnieść do słów Pani HR, że Pan kierownik produkcji sam zrezygnował. Pewnie, sam bym na jego miejscu raczej dokonał zrzutu tego wszystkiego do dziury w podłodze na której wszyscy codziennie siedzimy raz lub więcej i jeszcze zalał cementem dla pewności, że się źdźbło nie przebije (wszak wiadomo - nawóz). Pierwotniaki i cytoplazma z której są zbudowane są mi bliższe od zarządzania czymkolwiek, ale obawiam się że w/w Pan został zmuszony do podjęcia takiej decyzji za sprawą "celowanego ognia snajperskiego" w jego stronę. Nawet Rambo by się poddał, to tylko kwestia czasu. Nie trafia zatem do mnie Pani argumentacja. Ktoś tam pisał ile się zarabia w firmie, jakie daje możliwości itd. Otóż Was uświadomię, firma nie przeniosła produkcji z Danii do kraju LCA (loł cost area) jakim jest Polska po to, by Wam teraz płacić w duńskich koronach czy euro i nie oczekujcie zarobków na poziomie z masacziusets :) Ścieżka kariery - zwłaszcza dla ludzi z biura w zasadzie nie istnieje, ale nie jest to winą samej firmy i nie można jej za to obarczać. A to dlatego, że jest to niewielka organizacja z ograniczonymi miejscami do obsadzenia. Z tego trzeba zdawać sobie sprawę zatrudniając się. Reasumując ten wywód jest to dobra firma na start. Tutaj nadmieniam, że ten szczęśliwiec co dostał 2000 po studiach to złapał Jezusa za nogi, bo ja pierwsze dwa lata zarabiałem 1200. Studia to 10% zdobytej wiedzy a firma płaci za wiedzę, nie za studia więc o co kaman? Tak długo jak firma (czytaj managmienemient) nie wykona pełnej analizy 360 i nie zda sobie sprawy z tak trywialnych na pozór aspektów o których piszę tak długo będzie tylko dobrą firmą na start dla typowego pracownika. Pani GM i HR, proponuję na chwilę odwrócić głowę do tyłu i ocenić to co do tej pory osiągnęłyście – poniższe komentarze mówią same za siebie.