Opinie o PwC Service Delivery Centre w Katowice

Ja tam na pracę w SDC nie narzekam :) To zależy oczywiście od kilku rzeczy. Po pierwsze, jakie studia się skończyło i czego się oczekuje. To nie jest PwC dla przyszłych audytorów, wiedza po finansach/rachunkowości etc. może się przydać, ale z drugiej strony ktoś bez tych studiów też sobie świetnie poradzi, o ile jest w miarę ogarnięty. Także jeśli nastawiasz się na karierę w audycie, to nie ten adres. Po drugie, dużo osób narzeka na robienie w kółko tego samego i brak kreatywności w pracy; to zależy jednak, moim zdaniem, od tego, do jakiego teamu trafisz i co potrafisz sobą zaprezentować. Na moim głównym procesie praca nigdy nie jest powtarzalna ;) ale już na innych owszem, zdarza się. Mnie to jednak nie przeszkadza, bo po pierwsze, mało która praca jest nie wiadomo jak kreatywna i jeśli spodziewasz się ciągle nowych wyzwań, to znaczy, że masz w niej małe doświadczenie ;) a po drugie, obok tych procesów są też różne inne, dające więcej możliwości (ja na przykład obecnie jestem zaangażowana w dwa, trzy projekty dużo ciekawsze i niezwiązane bezpośrednio z procesem, bardziej z moimi umiejętnościami wyniesionymi ze studiów). Ale tego ostatniego nie należy się spodziewać ZARAZ, z miejsca, na początku zawsze jest trudniej. Początki często po prostu trzeba przetrzymać (zwłaszcza jak Cię zrekrutują na sezon, w okolicach października-listopada i rzucą na głęboką wodę). Po trzecie, dużo zależy od teamu. Mój na przykład jest super, ale słyszałam, że w innych (np. taki UK, aczkolwiek nie chcę generalizować, może to tylko plotki) nie jest tak kolorowo. Osobiście nie przepadam za teamami niemieckimi i Halo (bardzo źle nam się z nimi współpracuje). Po czwarte, nie każdemu odpowiada konieczność wrzucania całego swojego czasu pracy na konkretne kody i konkretnych klientów przy równoczesnym uwzględnieniu benchmarków, czyli założeń, ile czasu na danego klienta można wrzucić. Cóż, wszystko rozbija się o planowanie pracy i ogólne ogarnięcie. Ja na przykład nigdy nie mam z tym problemów i zawsze znajduję te osiem godzin. A jeśli nie wyrabiam się w benchmarku, to nie ukrywam tego, nie robię afery ani nie lamentuję, że co to w ogóle są za wymagania, tylko mówię, że wrzuciłam tyle, bo tyle to zajęło, i kropka. Wszyscy ci, którzy siedzą po godzinach za darmo, są frajerami. Po piąte, również nie każdemu odpowiada system oceny pracownika na podstawie jakichś tam wskaźników, których po niespełna dwóch latach pracy nawet do końca nie znam. Cóż... Ponownie, jeśli ktoś się tym przejmuje, to się przejmuje, ja się nie przejmuję. Że co, że premia od tego zależy? Owszem, polegliśmy w tym roku na wskaźniku terytorium, wspólnym dla każdego, ale nadrobiłam swoją własną utylizacją, więc i tak wyszło ok. Trudno mi powiedzieć, jak to wygląda u innych, bo u mnie zawsze jest w porządku. Po szóste, jeśli chodzi o wynagrodzenie - jasne, tyłka nie urywa, ale dramatu też nie ma. Ja po tych niespełna dwóch latach zarabiam ok. 4k brutto. Po siódme wreszcie, jedyne wątpliwości, jakie mam w związku z pracą w SDC, to jakie doświadczenie mi to da na przyszłość. To nie jest ten rodzaj pracy, który spokojnie wykorzystasz w innej firmie, systemy i procesy są tak specyficzne, że prawdopodobnie nie znajdziesz ich nigdzie indziej. Wydaje mi się jednak, że tak jest w większości korpo, jęśli więc ktoś migruje między jednym a drugim, to luz. Przepraszam za strumień świadomości :)