Czy praca muzyków rockowych to miliony dolarów i szalone imprezy?  Zobaczcie ile naprawdę zarabiają i jak wiele muszą poświęcić.

Kosztowny start

Niewielu muzyków zarabia dobrze na graniu rocka. A każdy kto chce zostać zawodowym rockmanem musi sporo zainwestować już na starcie, aby muzyka być może stała się  w przyszłości pracą. Po pierwsze, trzeba kupić instrument (+ pokrowce, kable, wzmacniacze, tunery, efekty, naciągi, regulacja i konserwacja, itd.). Do tego struny pękają, gubią się kostki, ciągle ktoś nadeptuje kable, pękają naciągi, a pałeczki łamią się hurtowo. Niektórzy decydują się też na kupno DVD instruktażowych i uczęszczają na lekcje gry.

Próby to koszty dojazdu oraz wynajmu pomieszczenia.  Kiedy te pieniądze zaczną się zwracać? Być może nigdy. Pierwsze koncerty nie dają żadnego zysku, gdyż gra się za symboliczne piwo. Młodym zespołom coraz rzadziej zwraca się chociażby pieniądze za dojazd. Normą staję się sytuacje, gdy kluby chcą aby amatorskie zespoły płaciły im za możliwość występu. Ale to nie koniec wydatków. Przecież trzeba jeszcze opłacić studio nagraniowe i realizatorów jeśli chce się nagrać materiał demo. Stara zasada mówi, że uprawianie muzyki wymaga od ciebie zawsze dwa razy tyle pieniędzy i trzy razy tyle cierpliwości ile masz w danym momencie.

Muzycy chorują na brak czasu

Praca rockmana to nie tylko brylowanie na scenie. Trzeba spędzić niezliczone godziny w samotności z instrumentem, aby szlifować warsztat. Próby z zespołem to kolejny pożeracz czasu. A to dopiero początek. Esencją pracy muzyka są trasy koncertowe. Oznaczają one miesiące, a nawet lata podróżowania oraz rozłąkę z bliskimi (warto sprawdzić statystyki rozwodów wśród muzyków). Promując płytę „Use your illusion” Guns N’ Roses wyruszyli w ponad dwuletnią trasę. Zespół 30 Seconds To Mars wydając „Into The Wild” dał ponad trzysta koncertów. W Polsce, biorąc pod uwagę że za występy zarabia się znacznie mniej, niektóre zespoły są poza domem nawet 200 dni w roku.

Tuzy takie jak TSA i Budka Suflera grały nawet po kilka koncertów dziennie. Dodatkowo między koncertami trzeba jeszcze zajmować się działaniami promocyjnymi, udzielać wywiadów, spotykać się z fanami, itd. Jeśli chcecie zostać rockowcami, gdyż marzycie o zwiedzaniu i imprezowaniu, to możecie się rozczarować. Koncertowanie to przede wszystkim praca i zmęczenie, ciągła podróż, brak snu, złe nawyki żywieniowe, uszczerbki na zdrowiu, a nawet depresje, które prowadzą do uzależnień i autodestrukcji.

Co więcej, praca muzyka może być śmiertelnie niebezpieczna. Istnieje ryzyko wypadków (np. poparzenie Jamesa Hatfielda, śmierć Cliffa Burtona, wypadek zespołu Dżem), napaści na muzyków (Pantera), a nawet ataków terrorystycznych (Eagles Of Death Metal). Epoka hotelowych ekscesów minęła, a muzyka to biznes. Wielu rockmanów przyznaje się, że chodzi spać po przysłowiowej dobranocce. Muszą być w dobrej formie i wypadać świetnie na scenie, bo to ich źródło utrzymania. A gdy wrócą już z trasy trzeba znów komponować, ćwiczyć, nagrywać i promować. Ta praca nigdy się nie kończy.

Czy granie się opłaca?

Płyty już się nie sprzedają. Nawet Metallica za album „Death Magnetic” nie zarobiła więcej niż 2 miliony dolarów). Głównym źródłem utrzymania stają się więc koncerty. O jakich kwotach mówimy? Mówi się, że Bon Jovi żąda miliona dolarów za koncert. Za połowę tej kwoty rzekomo zagrają Green Day oraz Nickelback. Za 100-200 tysięcy dolarów wystąpią Korn, The Offspring, Kid Rock, Bob Dylan oraz 3 Doors Down. Za 50-70 tysięcy dolarów zagrają Disturbed, Five Finger Death Punch. Natomiast 30 Seconds To Mars, Papa Roach, Slash zagrają za 30-50 tysięcy dolarów.

Koncert P.O.D lub solowy koncert Johnatana Davisa zorganizujemy za mniej niż 30 tysięcy dolarów. W 2009 roku Metallica za całą trasę zarobiła 22 miliony dolarów. Jednak każdy zespół pieniędzmi musi podzielić się muzykami technicznymi, ochroniarzami kierowcami, dźwiękowcami, oświetleniowcami, menadżerami, itd. Do tego dochodzą koszty transportu, ubezpieczenia, opłat wizowych, noclegów, cateringu, scenografii, efektów pirotechnicznych. Zarobić chce też wytwórnia. Przykładowo, legendarny zespół thrashmetalowy Slayer w 2011 roku zarobił ponad 4 miliony dolarów, ale muzycy otrzymali zaledwie 400 tysięcy dolarów. Chociaż zysk z każdego koncertu miał wynosić 49 tysięcy dolarów, to na głowę otrzymywali około tysiąca.

Jak ujawnił Fakt, Behemoth za koncerty w USA zarabiał około 3-4 tysiące dolarów za występ. Po podziale te kwoty nie były już tak imponujące. Pomyślcie teraz ile za koncerty zarabiają muzycy mniej znanych zespołów. Dlatego dodatkowym dochodem stają się zyski z merchandisingu i tantiemy (Zaiks), sygnowanie instrumentów, itd. To bywa jednak za mało, aby utrzymać się wyłącznie z muzyki.

Przykładowo, muzycy legendarnego zespołu Hunter wciąż chodzą do normalnej pracy, gdyż jak przyznają w wywiadach, mimo kultowego statusu nie utrzymaliby się ze swojej twórczości. Muzyka rockowa ma to do siebie, że choćbyśmy wiecznie w nią inwestowali i na niej nie zarabiali, nie pozwoli nam być tylko zajęciem dodatkowym. A dobrym muzykiem można być dopiero wtedy, gdy życie staje się dodatkiem do muzyki, a nie odwrotnie. Niestety, nawet bycie dobrym muzykiem nie gwarantuje dużych pieniędzy.

Czy warto być muzykiem?

Na to pytanie nie sposób jednoznacznie odpowiedzieć. Muzyka to przede wszystkim sztuka, wobec czego szukanie tam łatwego zarobku może przynieść nam wyłącznie skutek odwrotny do zamierzonego. Zdecydowanie warto jest być muzykiem, o ile tylko kochamy muzykę i chcemy realizować się w tej dziedzinie z pasji.

Pod kątem finansowym zresztą bardzo trudno jest ocenić, czy muzyk zarabia dużo, czy mało – niektórzy osiągają wielomilionowe fortuny, a inni muszą dorabiać w często mało imponujących zawodach. Niemniej, jeżeli uda się nam zgromadzić odpowiednio dużą rzeszę fanów, to na pewno osiągniemy nie tylko sukces artystyczny, ale i finansowy.

Źródło zdjęcia: https://pl.123rf.com/photo_86329811_zbli%C5%BCenie-nastolatka-graj%C4%85cego-na-gitarze-elektrycznej-na-ulicy.html

Oceń artykuł
0/5 (0)