Opinie o Gap Personnel w Katowice

W moim przypadku wyglądało to tak, że wylądowałem w siedzibie agencji w Warrington w celu rejestracji w samo południe 21 marca - tak jak to było uzgodnione już kilka dni wcześniej telefonicznie. Rejestrowano tego dnia sporo osób, więc za mnie zabrano się z półtoragodzinnym poślizgiem. Nakazano mi też stawić się następnego dnia o ósmej rano na ów "trial". Moim zdaniem jest to bandycki, kapitalistyczny wyzysk, bo po prostu pracujesz magazynowi za darmo przez cztery godziny - bez żadnej przerwy. Tak jakby pół godziny albo najwyżej godzina nie starczyła do pierwszej oceny człowieka. Ciekawe ile osób tak przemielą i ile z tego wychodzi darmowych dniówek dla magazynu? Jednak jeszcze tego samego dnia dostałem sms-a, że mój trial zostaje przeniesiony na czwartek i już na tej podstawie można było wysnuć wniosek, że wcale takiego nadmiaru roboty nie ma i że magazynowi wcale się aż tak nie spieszy. Tak czy inaczej, przebyłem na ten trial, a ze mną grupa chyba sześciu Bułgarów. Chłopaki telepali się na piechotę dwie godziny z miasta. Jeden z pracowników magazynu pochodził ze mną najdalej z pół godziny i pokazał podstawowe czynności, a dalej robiłem już sam. Oczywiście są liczne pytania i problemy, z którymi musisz ganiać do kogokolwiek, żeby to wyjaśnić. Po trialu na moje zapytanie zakomunikowano nam, że szefostwo dokonuje dość szybko oceny przydatności potencjalnego pracownika i że jeszcze dziś powinniśmy mieć wiadomość z agencji. Jeszcze tego dnia dostałem sms-a o treści mniej więcej takiej: "Hej, tu Gap. Pracujesz w sobotę od 6 do 15". Odebrałem to zatem jako akceptację mojej osoby i przybyłem do pracy. Magazynem "The Hut Group" na miejscu zarządza grupa jakichś takich młodych dziewczyn nie wiem skąd, ale zapewne z jakiejś Litwy czy Łotwy. Od razu do nas przemówiono, że wprawdzie rozumieją, iż jesteśmy nowi, ale żebyśmy zasuwali ile się da. Potem był sms z agencji, żeby przyjść w niedzielę. Mimo iż była to niedziela wielkanocna, stawka nie była większa ani o pensa. W poniedziałek wielkanocny nie działo się nic, a we wtorek 29.03. przed dziewiątą rano przyszedł sms, że jest robota od 15 do 23. Tak więc druga zmiana jest krótsza, płacą za 7,5h. Potem była jeszcze jedna dniówka, po której dostałem sms-a (zapewne rozsyłali go do wszystkich nowo przyjętych) o treści takiej: "Chcemy ci tylko dać znać, że twoje wyniki w The Hut są niskie, więc musisz to proszę poprawić immediately". W tym czasie z różnych względów miałem już tego wszystkiego dosyć, poszedłem zatem do agencji i zgłosiłem swoją rezygnację. Ja myślę, że Rocky walczył dłużej ode mnie i odpuścił dopiero po 2 tygodniach, bo też miał dosyć tego nieustannego popędzania oraz po prostu złej organizacji pracy. Nie wiem, czy sam się zwolnił, czy jego zwolniono, ale trial trwa zasadniczo te 4 godziny, nie 2 tygodnie. Choć inna sprawa, że pamiętam czasy, kiedy w angielskich magazynach szkolenie właśnie trwało nawet i 2 tygodnie. Może zresztą i tydzień by starczył, ale nie było w każdym razie tak, że Cię od pierwszego dnia puszczają na głęboką wodę i tylko te swoje wyśrubowane normy ich interesują. Ja oczywiście doskonale rozumiem, że muszą być jakieś orientacyjne normy, choćby po to, żeby można było cokolwiek planować na magazynie. I doskonale rozumiem też, że w pracy ma się pracować, a nie obijać. Ale bez przesady. Nie wiem jak jest teraz, ale jak wspomniałem - każdorazowo trzeba było czekać na sms-a z agencji, który oznaczał, że jest praca. Jak nie było sms-a, to nie szedłeś do roboty. Od szkolącego mnie pracownika na triala-u zasłyszałem takie coś: "Jak pracujesz przez agencję, to nie licz na regularną pracę". Ale nie chcę się wypowiadać, jak jest w chwili obecnej, bo może jednak tej roboty jest już więcej. Po prostu nie wiem.