Arra Group Sp. z o.o.

Witam. Dzisiaj i ja podzielę się swoją opinią na temat pracy w Arra jako kierowca C+E. Pracowałem jako kierowca na tzw., dużym. System 2/1 "umówiony na gębę" bo w umowie mamy zapis 1/1 etatu. Wynagrodzenie na czas. Dieta za delegacje kierowcy rozliczana max do 7 dni od zjazdu. Podstawa liczona od 1wszego do 1wszego i wpływ na konto każdego 10tego dnia miesiąca. Parkingi praktycznie tylko płatne i Autohof. Jezdza prawie że wszędzie. Przez pierwsze 4 miesiące od zatrudnienia wszystko było tak jak należy. Informacja o wyjeździe w trasę przez telefon,data godzina jakie auto wszystko ok. Jeśli chcecie swoje auto to 2/weekend a tak to przesiadki. Do domu ściągali też terminowo. Przez pierwsze 4 miesiace. Tabor to praktycznie same actrosy mp4, 2 dafy xf 106 a reszta lata po Polsce bo już się nie nadaje na UE. Po 4 miesiącach zaczęły się przeciągania w trasie, nie terminowe zjazdy do domu i w praktyce wychodziło 3/1. Było kilka rozmów na ten temat, próśb żeby nie przeciągali w trasie bo umowa była. 2 na 1 i koniec. Mówiłem, tłumaczyłem ze ja też mam swoje życie, obowiązki w domu, dziecko itd ale nic to nie dawało. Kierowca swoje Arra swoje... W trasie bardzo czesto blokowane sa karty paliwowe albo wgl nie działają. Często karty byly konfiskowane na bramkach autostradowych z powodu braku środków finansowych. ( sam miałem taki przypadek) Jak coś się spieprzy w aucie na zachodzie to raczej ciężko się doprosić o servis np niemiecki czy francuski czy holenderski i przeciągają do zjazdu na bazę pod pretekstem "przy zjeździe pojedziesz na servis i zrobią" a tak naprawdę auto zjeżdża na bazę mycie tankowanie i na drugi dzień wsiada inny kierowca i leci w trasę dalej... No chyba że auto jest już unieruchomione w trasie to w moim przypadku ściągali ALA servis z Polski... Rozumiem koszty. Ale to puzniej my kierowcy jeździmy skorupami... Kierowcy do dnia dzisiejszego zgłaszają usterki, starają się umówić na servis ale ciężko to idzie. W spedycji przemiał za mojej kadencji był ogromny. Przez lekko ponad rok co 3 msc zatrudniali spedytora/kę bo każdy widział co się dzieje i uciekał. Główny spedytor, menager spedytorów, niewiem jak chłopa nazwać bo podczas jednej rozmowy że spedytorem prowadzącym poinformował mnie ze Pan Bartosza T., jest moim przełożonym i on decyduje o wszystkim,np., kiedy mogę wziąść urlop czy da mi podwyżkę itd. Kiedy stwierdziłem że nie zatrudniałem się u spedytora czy kierownika spedycji tylko u Pana Artura Ratajczaka który jest prezesem firmy Arra to temat odrazu się urwał. Facet ma wiecznie problem. Bulwersuje się przez telefon,broń boże zadzwonić do niego z jakimś problemem. Pewnego razu byłem w trasie. Byłem akurat w Niemczech 550 km od Polskiej granicy,mija 13 dni w budzie, informuje spedytora o moim jutrzejszym zjeździe na bazę żeby się upewnić czy napewno jutro zjezdzam a On mi mówi że ma powrót dla mnie ale przez Hiszpanie ????... I że będę za tydzień w domu. Oczywiście po kłótni jaka się wywiązała zjechałem na bazę. W między czasie podczas kłótni przez telefon gdy powiedziałem już po raz setny ze jeżdżę w systemie 2/1 stwierdzili ze nie mam nigdzie zapisane w umowie o pracę 2 tygodnie w trasie i 1 tydzień w domu tylko wymiar czasu pracy :1/1 etatu i co?! Och jakie było moje zdziwienie gdy usłyszałem to od kierownika spedycji mówiącego z taką pewnością siebie... Po tym zajściu pojechałem w ostatnie kółko bo mieli trzymać się terminów zjazdów kierowcy do domu na czas. Po kilku dniach dzwoni Pan z biura że On miał telefon od Pana Bartosza T., iż spóźniłem się na załadunek czy rozładunek bo zamiast zrobić 9h pauzy czego chciał Pan Bartosz. T., ja zrobiłem 11h. Oczywiście nikt się nie spóźnił ale facet miał dosyć tego że nie dam sobie wejść na łeb i nie będę grał tak jak On chce. Walczyłem o swoje i walczył będę. Bo znam swoje obowiązki i prawa i nie dam sobą pomiatać. Oczywiście "dobiłem do brzegu"ostatniej trasy i się rozstaliśmy.