Całkowicie zgadzam się z opinią p.Joli. Całkowity brak empatii u pielęgniarek i główne lekarki. Mój syn był nie dokarmiany, miał założony Peg i trzeba było się upominać o jedzenie. Miał guza na podniebieniu, nie mówił i tylko porozumiewaliśmy się z nim, za pomocą pisania lub smsów. B.cierpial, ponieważ miast te tracheotomię, a rana się nie chciała goić, i nie można było się doprosić o środki przeciwbólowe. Gdy wieczorem zaczął sie dusić, na naszą interwencjetelefoniczna , pani doktor powiedziala że wszystko jest w porządku i oni cały czas monitoruja chorego, a powinni mi pomóc dając np tlen. Po 2 godzinach"monitorowania" syn zmarł w strasznych męczarniach pod tzw "opieka lekarki". A o śmierci zawiadomiono dopiero następnego dnia . Nie życzę nikomu takiej opieki.
Witam Moja mama chorowała na złośliwego nowotwora migdałka prawego o chorobie dowiedzieliśmy się w lipcu 2019 r 2.09.2019 przeszła bardzo skomplikowaną operację od 23.10.2019 radioterapię do 12.12.2019 wydawało się że ma być dobrze niestety stan się pogarszał od lutego 2020 roku zaczęła się ogromna walka i prośba o pomoc leczona była od początku w szpitalu w warszawie saszerów niestety jest korona virus i walka z chorobą bardzo utrudniona nikt nawet prywatnie nie chciał do nas przyjeżdżać 5.03 2020 założono peg i rurkę trehostomjiną trochę się polepszyło niestety 18.03.2020 zaczęły pojawiać się guzy na szyi na klatce piersiowej długo by opisywać ogólnie szpital saszerów już był bezradny jak to doktor powiedziała szczyt góry na który nie mamy wpływu do hospicjum domowego byliśmy zgłoszeni 24.02.2020 ale nie przyjmowano nowych pacjentów z powodu korona virus masakra zostaliśmy spisani na pastwę losu w dniu 18.05.2020 przyjechał lekarz z hospicjum domowego powiedział że stan jest bardzo ciężki rany były na pół szyi dookoła rurki mama bardzo cierpiała dnia 19.05.2020 zadzwoniono po 2 tygodniach z hospicjum stacjonarnego z wołomin i zdecydowaliśmy się wspólnie z rodziną oddać mamę ponieważ byliśmy bezsilni była bardzo opuchnięta na twarzy choroba bardzo postępowała był wtorek jak mama trafiła dzwoniłam z siostrą na zmiany codziennie aby spytać o stan mamy bardzo tęskniliśmy liczyliśmy że za dwa trzy tygodnie się polepszy i jeszcze wróci do domu panie z hospicjum przez pierwsze 4 dni były w miarę przyjemne potem nie podchodziły do mamy na pewno nie mówiły że dzwonimy nawet usłyszeliśmy czego my od nich oczekujemy wywalczyłam spotkanie z mamą dnia 25.05.2020 było bardzo ciężko za chwilę dzień mamy spotkanie trwało parę minut trafiliśmy na pielęgniarki które bardzo nieprzyjemnie i srogo nas potraktowały od początku robiły problem że trzeba odłączyć pompę że z łóżkiem zjechać spotkanie było przez szklane duże drzwi z powodu epidemii gdy już doszło do spotkania bardzo płakaliśmy mama była w szoku nie potrafiła się uspokoić pisała na kartce ponieważ już nie mówiła już od miesięcy panie wszystko z daleka z bardzo oburzoną miną mówiliśmy mamie aby się nie martwiła u nas ok próbowaliśmy być z nią jak tylko było to możliwe ona napisała że nas kocha abyśmy byli zdrowi ale spotkanie zostało zakończone jedna z pań przez uchylone drzwi mówi do nas że ona sobie nie życzy takich wizyt i aby to był pierwszy i jednorazowy wybryk był to cios dla nas i dla mamy która chciała nam coś jeszcze napisać machała rękoma ale drzwi zostały zamknięte wciągnięto ją do windy a my zszokowani poszliśmy do auta bez słowa zrozpaczeni widzieliśmy że stan się pogarsza w środę zadzwoniłam spytać o mamę rozmawiałam z pielęgniarką która była średno przyjemna ta sama która była w poniedziałek oddała słuchawkę lekarz która powiedziała że mama próbowała popełnić samobójstwo ale ja się wcale nie dziwę po takiej wizycie sama do dziś nie mogę się odnaleść po odwiedzinach powiedziano nam że mama nie chce nas widzieć itd nie mogłam sobie darować żadnego kontaktu aby dowiedzieć się o mamę a o spotkaniu nie było mowy odcięto nas od niej jedynymi osobami które chciały nam pomóc byli psycholodzy i pani naczelna rozmawiałam z panią psycholog i sama była w szoku tego jak nas i mamę potraktowano pracowała z mamą i ona chciała się z nami spotykać wiedziała że przyjedziemy w poniedziałek niestety trafiliśmy na bardzo nieprzyjemną zmianę osoby tam pracujące są świadomi jacy trafiają tam pacjenci i nie powinni utrudniać kontaktów w ostatnich chwilach życia w niedzielę mieliśmy się spotkać z panią psycholog wszyscy którzy byliśmy na spotkaniu poniedziałkowym niestety w sobotę 30.05 2020 o godz.4.10 mama zmarła w poniedziałek byliśmy po papiery i trafiliśmy na pielęgniarkę która była w tych naszych bardzo złych wspomnieniach związanych z hospicjum powiedziałam że mam do niej żal ogromny potem długo rozmawialiśmy z panią psycholog która dużo nam pomogła ale bardzo proszę wszystkich aby przemyślała oddanie swoich bliskich do hospicjum stacjonarnego z kim bym rozmawiała ze znajomych mówią a nie mówiłam mają złe wspomnienia a my trafiliśmy jeszcze w takim czasie że wszędzie zakazy odwiedzin ale nam wystarczało przez drzwi nie oczekiwaliśmy oddzielnych sal wyściełanych krzeseł chcieliśmy na spokojnie spotkać się z mamą nic więcej
Absolutnie nie zgadzam się z tą opinią. W hospicjum pracują wspaniali ludzie, oddani pacjentom i zaangażowani w to co robią. Nie wierzę w tą nieprawdzwą opinię.