Podpowie mi ktoś czy firma byłaby zainteresowana zatrudnieniem kogoś do pracy ale z małym doświadczeniem?
Ta firma jednocześnie jest i nie jest zainteresowana. Jeśli masz im coś konkretnego do zaoferowania na czym więcej zarobią i umiesz ich przekonać, to będą chcieli Cię zatrudnić. Natomiast stabilność pracy i atmosfera w tej firmie są fatalne, organizacja obowiązków tak samo. Jako była pracowniczka bardzo nie polecam i odradzam. Każdy zasługuje na coś więcej niż praca w tym miejscu, tak uważam.
@ewelina a jak się ten mobbing przejawia ?
Nie widzę tu komentarza żadnej eweliny, ale ja kilka komentarzy wcześniej obszernie opisałam na czym polega (usunięte przez administratora) w tej firmie na przykładzie mamy redaktora naczelnego. Zapraszam do lektury.
Portal gowork zmienił kolejność wyświetlanych komentarzy, więc poniższe opinie należy czytać zaczynając od tej, która znajduje się najniżej.
Ciąg dalszy: Założę się, że jego mama i tak, choćby na chwilkę, regularnie przychodziłaby do biura i patrzyła wszystkim przez ramię. Wiele jej negatywnych zachowań, to odruchy, nad którymi nie sądzę, aby potrafiła zapanować. Mogłabym napisać o pracy w redakcji "Dzisiaj w Gliwicach" jeszcze wiele złego, ale myślę, że to co tu zamieściłam, jest już wystarczające. Pozdrawiam wszystkich, którzy przeczytali tę obszerną, szczerą i uzasadnioną opinię do końca. Mam nadzieję, że te informacje dadzą do myślenia co najmniej kilku osobom. Jeśli twórcy portalu, zamiast wyciągnąć wnioski, zareagują oburzeniem lub zignorują ten tekst, to tylko potwierdzą wszystko, co zostało tutaj napisane na temat ich podejścia i cech charakteru.
Ciąg dalszy: Redaktorowi zdarzało się też stwierdzić, że firmy nie stać na ustalenia umowy, którą miesiąc wcześniej podpisał z jednym z pracowników, więc zmieniał te ustalenia, głównie w zakresie obowiązków i finansów. Mnie też to spotkało, pamiętam moment, w którym Redaktor Naczelny i jego mama mówili mi, że firmy nie stać na pensję lub czas zatrudnienia określony podczas rozmowy rekrutacyjnej. Mówili to siedząc przy swoich Macbookach, a każde z nich trzymało w ręku najnowszy model iPhone'a. Strategia na zasadzie: niech moi pracownicy zarabiają psie pieniądze, a stabilność finansowa całej firmy, niech ciągle stoi pod znakiem zapytania; ważne, żeby mi starczyło na nowy telefon, najwyżej powiem, że nie stać nas na podwyżki. Nie ma co, świetne rozdysponowanie środków firmy. Zdarzało mi się też otrzymywać wynagrodzenie w ratach. Połowa przed weekendem i połowa po weekendzie. Która szanująca się firma tak robi? Zakres obowiązków, w moim przypadku, okazał się zupełnie inny od tego, co zapowiadano na rozmowie rekrutacyjnej. Spodziewałam się pracy dziennikarskiej, a w praktyce okazało się, że Redaktor Naczelny i Sekretarz Redakcji są pazerni na pieniądze. Chcą zarabiać dużo kasy, aby utrzymać portal i jednocześnie płacić niską pensję swoim pracownikom. Jeśli ktoś uważa, że to słuszne, i że twórcy portalu nie mają innego wyjścia, polecam jeszcze raz przeczytać poprzedni akapit. Obowiązki dziennikarskie to dla nich tylko mało ważny dodatek, ponieważ zawsze najbardziej ich ucieszy fakt, jeśli pracownik będzie zachowywał się jak telemarketer, który dzwoni po różnych lokalnych firmach i próbuje naciągnąć ludzi na zakup reklamy na portalu lub w gazecie. Zostałam zatrudniona myśląc, że chodzi o dziennikarstwo, a po jakimś czasie Sekretarz Redakcji powiedziała, że jest zawiedziona moimi wynikami w sprzedawaniu powierzchni reklamowej. Przecież zgodnie z początkowymi ustaleniami, ja nawet nie miałam się tym w ogóle zajmować. W takiej chwili miałam ochotę krzyknąć, że rzeczy, którymi oni mnie zawiedli, jest znacznie więcej. Sekretarz Redakcji, czyli wspomniana wcześniej mama Redaktora Naczelnego, to kolejny problem w funkcjonowaniu tej firmy. Jest to okropnie arogancka, wścibska, pozbawiona empatii, dominująca i dwulicowa kobieta zapatrzona w swojego syna, który jest mało samodzielny, ponieważ nie potrafi sobie bez niej poradzić. Jak już wspomniałam, najpierw ona zatrudniała jego, a później on ją. Redaktor Naczelny jest osobą decyzyjną tylko w teorii, ponieważ jeśli jego mamie coś się nie spodoba, to potrafi ona tupnąć nóżką i postawić na swoim. Sama byłam świadkiem jak Redaktor Naczelny chciał przyjąć na praktyki pewną studentkę, ale jego matka z oburzeniem powiedziała "Po co nam jakaś praktykantka? Przecież będzie tylko truła wszystkim dupę, mamy wystarczająco problemów i bez tego!". Wiele razy słyszałam też jak Pani Sekretarz wyzywa klientów przez telefon. Jest bardzo wybuchową i spontaniczną osobą, która czasami stara się być miła, ale ta uprzejmość to tylko maska, która prędzej czy później zostaje zrzucona. Pani Sekretarz na bieżąco poucza innych pracowników, ale jest tak zabiegana, zapominalska i rozkojarzona, że na drugi dzień potrafi wszystkim doradzać mówiąc coś zupełnie innego. Często przeczy sama sobie nie będąc nawet tego świadomą i za każdym razem jest przekonana, że ma rację. Bezczelnie i wścibsko gapi się w monitory komputerów innych pracowników patrząc im przez ramię na robotę, którą wykonują. Upomina i pogania innych pytając nad czym się tak zastanawiają, podczas gdy sama przez połowę czasu zajmuje się wcinaniem drożdżówek, jogurtów i podobnych przekąsek. Myśli, że zna się na specyfice Internetu i współczesnym dziennikarstwie, ale jednocześnie regularnie i nieświadomie pokazuje, że jest osobą starej daty, która nie do końca ogarnia współczesne media i technologię. Być może Pani Sekretarz myśli, że jej zachowanie sprawia, iż inne osoby w redakcji, pracują skuteczniej i efektywniej, a być może nie ma w tym żadnych konkretnych intencji i nie zdaje sobie sprawy z powyższych zarzutów. Obie te opcje są negatywne. Bez względu na to co myśli Pani Sekretarz, jej zachowanie tworzy naprawdę beznadziejną atmosferę w pracy i działa demotywująco, na innych bardziej, na innych mniej, ale na pewno nigdy nie ma w tym nic pozytywnego. Jej osoba była głównym powodem mojego odejścia. Jeśli Sekretarz Redakcji kiedyś przeczyta ten tekst, to jestem pewna, że będzie oburzona i nie skłoni ją to do żadnej zmiany i refleksji oraz do wyciągnięcia wniosków na temat swojego postępowania. Taka reakcja tylko potwierdzi, że mam rację co do jej arogancji. Redaktor Naczelny zapewne nigdy nie dostrzeże ani nie zrozumie, że zwolnienie jego mamy wyszłoby firmie na dobre. Jest zbyt uległy i zbyt od niej zależny, aby kiedykolwiek się na to zdecydować, a nawet gdyby tak zrobił, to nie potrafiłby kategorycznie zabronić jej wizyt w firmie. Założ
Podzielam powyższą opinię i bardzo wszystkim odradzam pracę w redakcji portalu "Dzisiaj w Gliwicach". Cały ich sukces opiera się tylko na umiejętności pisania śmiesznych lub efekciarskich postów na facebooku, prowokujących kliknięcia, komentarze i lajki. Mam nadzieję, że kiedyś okaże się, iż to zbyt mało, aby utrzymać dłużej ten portal, bo z poważnym dziennikarstwem nie ma to nic wspólnego. W siedzibie firmy, po drugiej stronie tych sympatycznych postów, rzeczywistość wygląda o wiele mniej kolorowo. Firma cały czas ma te same problemy, Redaktor Naczelny nigdy nie wie czy „Dzisiaj w Gliwicach” będzie nadal istniało rok później, bo firma nigdy nie miała stabilnej sytuacji, a właściciel przez lata albo nie umie wyciągać wniosków, albo jest zbyt leniwy, aby zrobić z tym coś więcej niż do tej pory. Inna opcja jest taka, że być może minął się z powołaniem, tym bardziej, że nie ma wykształcenia dziennikarskiego, ani żadnego pokrewnego z dziennikarstwem. Oczywiście wykształcenie to nie wszystko, same predyspozycje mogą wystarczyć, o ile się je posiada. To tak ogólnie, a jeśli ktoś jest ciekawy szczegółów na temat pracy w tym miejscu, to zapraszam do poniższej lektury. Na początku chciałabym zaznaczyć, że ten post nie ma na celu nikogo urazić. Napisałam tu kilka osobistych faktów, ale zrobiłam to tylko dlatego, że mają one gigantyczny wpływ na słabe funkcjonowanie tej firmy. Wszystko co tu napisałam, jest szczere i zgodne z prawdą. Wiem, że nikt nikogo nie trzyma na siłę, właśnie dlatego już tam nie pracuję, ale nie znaczy to, że mam całą sprawę zignorować. Pragnę jedynie ostrzec innych ludzi przed pracą w tym miejscu i jednocześnie mam nadzieję, że twórcy portalu "Dzisiaj w Gliwicach" kiedyś przeczytają ten tekst i wyciągną wnioski, które nie wywołają jedynie słomianego zapału, a realną zmianę na lepsze, do której wszyscy pracownicy będą się konsekwentnie stosować, nawet po długim czasie. Cała ta opinia jest spowodowana tym, że twórcy tego portalu wydają się nie widzieć wszystkich jego problemów, ponieważ są zaślepieni przez swoje wady, których nie do końca są świadomi, lub które postrzegają jako swoje zalety. Zacznijmy od tego, że firma "Dzisiaj w Gliwicach" jest interesem rodzinnym. Redaktor Naczelny jest jedynakiem, który najpierw był zatrudniany przez własną mamę w jej firmie reklamowej, a później stwierdził, że chce mieć własny biznes, więc założył ten portal i zatrudnił swoją mamę na stanowisku Sekretarza Redakcji, aby pomogła mu w sprawach księgowych. W momencie, gdy tam pracowałam, Redaktor Naczelny miał trzydzieści parę lat, nie miał żony, dziewczyny, dzieci, ani nawet prawa jazdy. Jest sympatycznym człowiekiem, z którym można się dogadać w sprawie interesów. W czym więc tkwi problem? Redaktorowi Naczelnemu brakuje dyscypliny. Jak dużo wymagasz od pracowników i mało im płacisz, to pewność siebie i uprzejmość, nie sprawi, że mimo wszystko będziesz dobrym szefem. Pomijając kwestie wymagań i wynagrodzenia, Redaktor Naczelny jest zapominalski, leniwy i niekonsekwentny. To dobry kumpel, ale słaby pracodawca. Sama byłam świadkiem jak kilku pracowników nagrało materiał filmowy, a Redaktor Naczelny planował go zmontować i opublikować, ale ciągle odkładał to na później, choć wcale nie miał aż tyle obowiązków, żeby przez cały miesiąc nie znaleźć maks. dwóch godzin, aby to zrobić, tym bardziej, że była to przecież część jego pracy, a nie jakaś bzdura. Po kilku tygodniach skończyła mu się licencja na używanie programu do montażu, a szkoda mu było kasy, aby wykupić przedłużenie, więc praca kilku osób poszła na marne. Materiał nigdy nie został zmontowany i opublikowany. Szefowi zdarzało się też zlecać napisanie jakiegoś artykułu, a na drugi dzień już o tym nie pamiętał, albo pamiętał, ale stwierdzał, że jednak nie chce artykułu na ten temat. W ramach portalu "Dzisiaj w Gliwicach" istnieje też darmowa gazeta "Tydzień w Gliwicach", która jest wydawana bardzo nieregularnie, czasami co tydzień, czasami co dwa, czasami co trzy. Wcale nie jest dostępna jednocześnie w tych wszystkich miejscach, które są wymieniane przez firmę. Przy takim braku konsekwencji i znikomej promocji, nic dziwnego, że gazeta jest mało popularna i mylona z „Nowinami Gliwickimi”. Jest to zupełnie niepoważne podejście do klientów, którzy wykupili tam reklamę i do czytelników. Tacy klienci często później dzwonili ze skargą, że ich reklama była droga, a efekt okazał się żaden. Ludzie, nie kupujcie reklamy w tej firmie, to naciąganie i pic na wodę spowodowany pazernością twórców portalu! W razie gdyby ktoś myślał, że przesadzam, poniżej podaję dowód. Nawet o tak szkodliwym zjawisku jak „chwilówki”, twórcy portalu potrafią napisać pozytywny artykuł reklamowy, jeśli tylko dostaną za to pieniądze: http://dzisiajwgliwicach.pl/chwilowki-ida-jak-burza-sprawdz-co-sie-zmienilo/ (polecam lekturę komentarzy pod tym artykułem) Redakt
Praca u Pana(usunięte przez administratora)nie jest poważnym zajęciem. Brak zdecydowania, kompetencji do bycia pracodawcą oraz zmienianie warunków umowy w trakcie jej trwania to codzienność. Jedyne czego można się tam nauczyć to zaczynać pracę dopiero po podpisaniu WSZYSTKICH DOKUMENTÓW wymaganych do jej rozpoczęcia. Nie polecam, a na pewno odradzam.