Jak długo czekaliście na odzew z Przychodnia Weterynaryjna Ogonek? Oddzwaniają zawsze?
Wczoraj przyjechałem z chorą swinką morską,która była leczona w innej klinice.Miałem całą historię choroby.Próbowali niby ją ratować dając jej narkozę i próbować sondować żołądek.W jej przypadku narkoza nie była wskazana.Nic nie zrobili,zaibkasowali 613 zł i póscili do do domu nie dając żadnych leków.Świnka nie przyjmowała pokarmu.Doktor powiedziała że próbować za 2 godziny.Na pytanie"A jak nie będzie jadła to co?.Lekarz wzruszył tylko ramionami.W tej sytuacji powinni zaoszczędzić cierpienia mojemu zwierzakowi i uśpić.Po 12-sto godzinnych męczarnia moja świnka zmarła.Omijać tą klinikę szerokim łukiem Tam liczy się tylko kasa....
Przywiozłem małego jeża znalezionego na ulicy. Nie był ranny ani nie widać było otwartych ran. Był okropnie zarobaczony - pchły kleszcze, larwy muchówki i przemarznięty. Wcześniej jeża umyłem, ogrzałem i wyczyściłem z robactwa i biegał po moim domu. Był głodny i odwodniony. Arogancka pani "weterynarz" stwierdziła że zwierzę się męczy i ulży mu jak go zabije usypiając. Poprosiłem aby możne dać mu szansę a ja zapłacę za wszystko, usłyszałem że ona wie lepiej. Wiem że tak prościej ale.... nigdy tam nie wrócę i jeżeli mogę doradzić to wybierajcie weterynarzy z powołania i sprawdzone lecznice. Jestem bardzo zawiedziony taką postawą bo czy to człowiek czy zwierze to należy walczyć do końca? Jeżeli mogę doradzić to omijajcie szerokim łukiem. Uwaga też na pewną kwestię o której nikt nie mówi. Było to dzikie zwierzę i nie można go zabrać z lecznicy wg prawa. Żałuję bardzo że tu przyjechałem.
klika jest okropna, jestem byłym klientem, ale pytanie-dlaczego zgodził sie Pan na zabicie jeża ? bez pozwolenia by tego nie zrobili bo 1.zabrania prawo 2.uśpienie kosztuje
Moje najgorsze w życiu wspomnienie z wizyty u weterynarza miało miejsce w Ogonku u "doktor" Dominiki Szadkowskiej. Dla mojego szczurka także. Miało to miejsce w czerwcu 2020 roku. Przyszłam ze szczurkiem z powodu podejrzenia zapalenia uszka. Doktor Szadkowska chciała obejrzeć ucho otoskopem, ale wypływająca ropa była widoczna gołym okiem i miała nieprzyjemną woń, więc powiedziała, że zrobi rentgen, aby sprawdzić jak daleko zaszło zapalenie ucha. Gdy oddałam szczurka na badanie, co chwila słyszałam piski mojego szczurka, jakby ktoś robił mu krzywdę! Myślałam, że serce mi pęknie ze smutku. Gdy "doktor" oddała mi szczurka, z jego uszka leciała krew. Zapytałam jej co to ma znaczyć? skąd ta krew? czy mogłaby dokonać toalety uszka? Odpowiedziała z uśmiechem na twarzy, że "musiała trochę przycisnąć ją do tego badania" (dosłownie cytuję jej wypowiedź), a tą krew wymieszaną z ropą, że sobie sama wyczyści, więc żeby tak to zostawić. Dodała, że badanie wykazało zapalenie ucha środkowego (dodam, że badania rentgen nie dostałam) i że będzie musiała brać bardzo dużo leków, dobrze wiedząc, że szczurek ma prawie 3 lata i taka ich ilość mogłaby nawet młodego szczurka zwalić z nóg. Kiedy poprosiłam o wypisanie recepty dla szczurka, bo kończy mi się lek, który stale przyjmuje ze względów przysadkowych, to zamiast recepty dała mi 4 tabletki tego leku. Jak zapytałam się o receptę, to popatrzyła na mnie i zapytała się "czy koniecznie ma ją wypisywać? przecież dała mi tabletki...". Mając serdecznie dość tej wizyty oraz tego w jaki sposób mój szczurek został potraktowany, odpowiedziałam jej, że nie, że wezmę te tabletki, które dała. Chciałam jak najszybciej wyjść z tego gabinetu. W rejestracji okazało się, że mam do zapłaty 334 zł, a na paragonie jaki dostałam widniało tylko: "usługa weterynaryjna". To kolejna jawna kpina. Przecież klient powinien wiedzieć za co dokładnie płaci. W każdym innym gabinecie weterynaryjnym otrzymuję paragon z poszczególnymi składowymi, które dają całą sumę wizyty, np. badanie rentgen- x zł, 2 ampułki leku po 2 ml- x zł, zużyte materiały higieniczne- x zł, itp. W związku z tym nie wiedząc mogłam zapłacić więcej za te 4 tabletki z gabinetu, niż bym wykupiła w aptece całe opakowanie leku. Po powrocie do domu przemyślałam całą sytuację. "Dr" Szadkowska ewidentnie mnie naciągnęła, ale przede wszystkim najbardziej żal było mi szczurka, oraz tego w jak paskudny sposób ją potraktowała. Po tym jak zobaczyłam jej podejście do zwierząt uważam, że powinna zdecydowanie zmienić zawód. "Dr" wypisała dwa antybiotyki, w tym jeden w zastrzyku. Po przeanalizowaniu ich interakcji przeczytałam, że nie można ich podawać razem. Poza tymi antybiotykami szczurek miał przepisane jeszcze inne leki (razem ich było 7, nie licząc leku przysadkowego). Te siedem leków miałam podać szczurkowi w ciągu jednego dnia, niektóre z nich nawet niejednokrotnie. I tak przez tydzień do kolejnej wizyty. Probiotyk, jaki dostałam chyba był dość mocno przeterminowany, bo po rozdzieleniu kapsułki zawartości nie dało się wysypać i podzielić na dwie części, a konsystencją przypominał raczej pajęczynę. Po tym wszystkim poszłam do innego gabinetu weterynaryjnego. Doktor, który nas przyjął po przeczytaniu zaleceń z Ogonka od "dr" Szadkowskiej pokręcił głową ze zdumienia i stwierdził, że za dużo tego wszystkiego...Gdy doktor dokładnie obejrzał szczurka ze wszystkich stron powiedział, że to w ogóle nie jest zapalenie ucha, ale ropień, po czym pokazał mi zgrubienie w okolicy uszka. Dodał, że leczenie farmakologiczne nie przyniosłoby żadnego skutku, jeśli nie czyściłoby się regularnie powstałego ropnia. Zaczął przy mnie czyścić ten ropień, płukać ucho specjalnym roztworem i wyjmować nagromadzoną ropę. Po tym zabiegu szczurek jakby od razu odżył, pozbywając się tego balastu z uszka. Dostał jeden antybiotyk z kropelkami. Doktor dodał, że ten ropień (gruczołu Zymbala) mógłby przekształcić się w nowotwór jeśli dalej byłby nieprawidłowo leczony, ale na szczęście w naszym przypadku zdążyliśmy w porę go wykryć. Po regularnym czyszczeniu uszka szczurek wrócił do normalności.