Czy restauracja ma aktualnie przyjęcia do firmy ?
A ja napiszę tak, (nigdy się nie wypowiadam na takich stronach teraz zrobię wyjątek) by przestrzec innych też tam pracowałam(usunięte przez administratora) ludzie im nawet pouciekali, pomoc kuchenna tam musiała i robic na kuchni zmywaku i pokoje a i jeszcze pensjonat syna. Byli źle traktowani czy to polak czy z Ukrainy. Nie idźcie tam do pracy w ciagu roku tam jest tylu pracowników, że nie zliczy sie na palcach. Jak by nie oszukiwali to mieli by stalych pracowników skoro to całoroczne. A będzie jeszcze tak ze sami właściciele będą pracować bo nikt nie przyjdzie. Mają czelnosc jeszcze ogłaszać oferty pracy w Pup Gryfice żenada
Żałuję że nie znalazłam tej strony wcześniej i nie przeczytałam opinii o Kotwicy i jej właścicielach. Dlaczego? .... Nie pozwoliłabym wyjechać do pracy mojej córce. Córka chciała pojechać do pracy nad morze ,... zmiana klimatu, nowi ludzie, przygoda. To co teraz napiszę powinno być ostrzeżeniem przed podjęciem tam pracy. Na umowie 500 zł po to aby uniknąć większego podatku, na stanowisku recepcjonistka , faktycznie praca na zmywaku i pomoc w kuchni. Obiecane 1600 zł plus premia. Premii nie było minus 50 zł pod byle pretekstem. Właściciele wulgarni ( szczególnie bulwersuje mnie wulgarność właścicielki) Praca po 10 -12 godzin codziennie, żadnego szacunku dla ludzi . Krzyki, nerwy, presja niesamowita, codziennie łzy, ukruszony ząb przez poślizgnięcie się i uderzenie o blat ,poparzenia - to podsumowanie . Chciałam rezerwować autobus powrotny dla córki i jej koleżanki , ale nie zgodziły się z obawy, że nie dostaną wypłaty. Wytrzymały półtora miesiąca, na koniec nie zwrócono im książeczek zdrowia , właściciel powiedział, że nie wie gdzie są i wyśle im pocztą. Moje ostrzeżenie kierowane jest do młodych ludzi , którzy z powodu swojego wieku i naiwności są wykorzystywani przez "takich pracodawców" jak właściciele Kotwicy.
października. Pierwsza umowa była do końca lipca. Jednak już sposób, w jaki została sformułowana pokazał mi, że coś jest nie tak, że nie dostanę tyle pieniędzy ile powinnam. Postanowiłam wytrzymać do końca lipca, bo czułam, że nie dostanę ani grosza. Szef zwolnił mnie wcześniej (ku mojej wielkiej uciesze) ze względu na zbyt dużą ilość stłuczonych talerzy i rzekoma koszty, jakie musiał z tego powodu ponieść. Zdarzyło mi się załadować za dużo talerzy do windy spuszczanej na zmywak i potłuc przy zdejmowaniu z przeładowanego stojaka, ale komu na początku się to nie zdarza. Dostałam 300 złotych za 9 dni pracy, miałam dostać ponad 400, ale szef sobie odpiął za te nieszczęsne talerze. Jak się okazało, wykorzystał nie tylko mnie - pracowała tam od maja dziewczyna, która co prawda dała radę zarobić więcej, ale zależało jej na podpisaniu praktyk do szkoły gastronomicznej, bo inaczej zawaliłaby rok. Za każdym razem, kiedy przychodziła do szefa z papierami ją odsyłał i ostatecznie nie podpisał, a ona została z niczym. Przyjechał też do pracy kucharz, któremu zamknięto karczmę i cieszył się, że dostał pracę. Pracował ciężko tydzień rąbiąc mięso i wykonując najcięższe prace w kuchni. Nie dostał ani grosza, bo nie wytrzymał i zwolnił się z dnia na dzień. Szef to człowiek bez sumienia, a praca tam to był czysty wyzysk i niewolnictwo. Przyjechałam do Rewala ze Śląska i zdecydowanie nie było warto. Wszystkim zastanawiającym się nad podjęciem tam pracy odradzam!
W restauracji Kotwica pracowałam rok temu w lipcu - wcześniej nie zdecydowałam się umieścić tutaj opinii, ale zaczął się sezon turystyczny, pojawia się znowu dużo ofert pracy nad morzem i może mój wpis komuś pomoże, chociaż to będzie jedyny wpis w tej kategorii i pewnie nie każdy uwierzy. Praca w Kotwicy okazała się najgorszym z moich miejsc pracy. Pracowałam w Kotwicy jako pomoc kuchenna/kelnerka co najmniej dwanaście godzin dziennie cały czas na nogach. Jedzenie niby zagwarantowane, ale mam zastrzeżenia co do częstotliwości spożywania posiłków - człowiek rano zjadł śniadanie, a potem dopiero obiadokolację i nigdy o stałej godzinie, raz o 17, raz o 19 - w zależności kiedy zwalniał się ruch w restauracji, który był przeogromny ze względu na przystępne ceny zestawów obiadowych. Między śniadaniem a obiadokolacją było mnóstwo godzin, a możliwości i czasu zjedzenia czegokolwiek brak, co nie powinno mieć miejsca, skoro człowiek musi być na pełnych obrotach. No i na obiadokolację można było brać tylko to na co pozwalało szefostwo, czyli standardowo mięso mielone w różnych odmianach - kotlet mielony albo klops, bo kotlet za drogi, żeby dawać pracownikom. Kiedy źle się wypucowało podłogę w restauracji śniadaniowej, został jakiś drobny kurz czy cokolwiek to robiono z tego wielkie halo, trzeba było to od razu poprawiać. No i w kość dawała pracownica restauracji, pierwsza ręka szefa - pracowała tam już ileś lat i z tego powodu dawała sobie prawo do pomiatania pracownikami, zawsze znalazła coś, co było niedostatecznie dobrze zrobione, ostentacyjnie sprawdzała po mnie wytarte stoliki albo przejeżdżała palcem po kafelkach w ubikacji, żeby sprawdzić, czy nie został kurz. Kiedy zgłaszałam jej zachowanie szefowi, mówił, że nie ma się co nią przejmować, ale co z tego, skoro nic się w jej zachowaniu nie zmieniało i miała przyzwolenie na takie traktowanie pracowników? Jeśli chodziło o pieniądze, w ogłoszeniu mowa była o kwocie 1500 złotych na miesiąc i nastawiałam się na pracę do końca