W Polsce ponad 72 tys. osób przebywa w zakładach karnych. Program „Praca dla więźniów” aktywizuje ich zawodowo, spełniając również ważną funkcję resocjalizacyjną. Co więcej, zapewnia przedsiębiorcom dopływ pracowników, o których jest dziś wyjątkowo trudno. Wielu osadzonych pracuje jednak poza murami zakładu karnego, a to niesie za sobą ryzyko ich ucieczki.

Ponad 53 proc. więźniów w pracy

Program „Praca dla więźniów” został zainicjowany przez wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego. Jego założenie jest proste – resocjalizacja poprzez pracę. W pierwszych 18 miesiącach projektu zatrudnienie znalazło 11 tys. skazanych. Zgodnie z najnowszymi danymi Służby Więziennej w Polsce pracuje już 35 719 osadzonych. Tym samym wskaźnik zatrudnienia takich osób oscyluje już w granicach 53 proc. Spośród nich 14 578 otrzymuje wynagrodzenie, z czego 5783 od firm zewnętrznych. Reszta, czyli 21 141 wykonuje prace na cele społeczne – robią to zatem za darmo. W dalszym ciągu dla zdecydowanej większości z nich pracodawcą pozostaje Służba Więzienna, która kieruje osadzonych do wykonywania pracy przy remontach, w kuchniach czy pralniach. W ten sposób wspomniana już instytucja zatrudnia ok. 60 proc. więźniów. Wprowadzenie programu obniżyło także koszty utrzymania więźniów. W samym tylko 2016 roku przepracowali oni 4 mln 659 roboczogodzin. Ich wartość szacuje się na 51 mln złotych.

Z korzyścią dla pracodawców

Program składa się z trzech filarów. Pierwszy z nich zakłada budowę 40 hal produkcyjnych, zlokalizowanych przy zakładach karnych i aresztach śledczych, w których następnie pracę wykonywaliby więźniowie. W 2016 roku powstały 3 takie obiekty (w Krzywańcu, w Poznaniu i w Potulicach), w których zatrudnienie już znalazło 210 osadzonych. Docelowo do 2023 roku ma powstać 40 takich zakładów. W tym roku mają zostać otwarte kolejne 3 takie obiekty. Ponadto zostały uruchomione środki, które w 2018 roku umożliwią budowę następnych 13 hal. Pracę ma w nich znaleźć ponad 1400 osób. Zgodnie z założeniami drugiego filaru skazani mogą być zatrudniani przez samorządy, państwowe lub samorządowe jednostki organizacyjne, a także przedsiębiorstwa prywatne. Ostatni filar określa ulgi przysługujące przedsiębiorcom zatrudniających takich pracowników. Podmioty, które zdecydują się wziąć udział w programie mogą liczyć na ryczałt z Funduszu Aktywizacji Zawodowej Skazanych oraz Rozwoju Przywięziennych Zakładów Pracy w wysokości 20 proc. wynagrodzenia przysługującego skazanemu. Co więcej, taki pracodawca nie zawiera z nimi indywidualnie umów o pracę oraz nie odprowadza składek zdrowotnych. Zyskuje za to szansę na otrzymanie pożyczki, której dysponentem jest dyrektor generalny Służby Więziennej.

Są też złe strony

Program zainicjowany przez wiceministra sprawiedliwości odgrywa bardzo ważną rolę. Pozwala resocjalizować więźniów, zmniejszyć koszty ich utrzymania oraz wykorzystać ich do realizacji chociażby inwestycji samorządowych. Jednocześnie umożliwia firmom zmniejszenie niedoboru pracowników. Przedsiębiorcy zatrudniający osadzonych podkreślają często zaangażowanie tej grupy w wykonywane obowiązki oraz ich fachowość i właściwą postawę w pracy. Nie oznacza to jednak, że program pozbawiony jest wad. Ponad 10 tys. więźniów (ok. 30 proc. z nich) wykonuje swoje obowiązki poza murami zakładów karnych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w tym czasie nie są pilnowani przez konwojentów. Jak podaje Rzeczpospolita, w maju w ciągu 11 dni takiej pracy, dwóch więźniów z ZK we Włocławku wykorzystało okazję i uciekło z miejsca wykonywania pracy. Jeden z nich odsiadywał wyrok za zabójstwo. Co więcej tylko od kwietnia do 26 lipca bieżącego roku, możliwość przebywania poza murami zakładu karnego pozwoliła uciec 91 osadzonym.

Oceń artykuł
0/5 (0)