Gotowanie stało się trendy. Gotują wszyscy. Jednak popularność wynikająca z uczestnictwa w programach telewizyjnych nie zawsze jest dobrą wizytówką dla zawodu kucharza. W wielu przypadkach taka sytuacja wzbudza kontrowersje. Wizja telewizyjnego kucharza z jednej strony jest okazją do łatwej promocji marki, a z drugiej niesie za sobą również te negatywne konsekwencje.

Autorytet z kostki rosołowej

Do tej pory kucharz kojarzył się z elitarną grupą zawodową, autorytetem wynikającym z długoletniego doświadczenia. Wirtuozi smaku odprawiali swoje czary w kuchniach niedostępnych dla zwykłych śmiertelników. Dziś kucharze już nie „ukrywają się”. Brylują w programach telewizyjnych i w reklamach supermarketów. Pojawia się pewien dysonans, mogący negatywnie wpłynąć na postrzeganie tej profesji. Kucharze przekonują nas, że w ich restauracjach serwują produkty z najwyższej półki, jednocześnie reklamując np. wątpliwej jakości wędliny z dyskontu. Przykładowo, Karola Okrasa, szef kuchni w ekskluzywnej restauracji Platter, według strony internetowej lokalu, to specjalista od polskiej kuchni i miłośnik lokalnych produktów. Tymczasem widzimy jak promuje produkty niemieckiego Lidla i gotuje z ich pomocą w internecie. Pascal Brodnicki w swoich programach telewizyjnych używa  kostek rosołowych i reklamuje margarynę. Magda Gessler, znana z upodobania do zdrowych i naturalnych produktów, reklamuje parówki.

Gotować każdy może… ale czy każdy powinien?

Internet stał się wirtualną kuchnią. Do tej pory zbierało się wycięte przepisy z gazet i zapiski w zeszytach. Teraz przepisy znajdujemy na blogach i w serwisie YouTube, a zawód kucharza ulega wirtualizacji. Internetowi kuchcikowie stają się autorytetami kulinarnymi dla szerokiej widowni. Dobrych wzorców nie brakuje. Kotlet.tv, Pozytywna Kuchnia, Kwestia Smaku, czy Remigiusz Rączka trzymają wysoki poziom. Ich programy są merytoryczne i można wiele się nich nauczyć (nie tylko o gotowaniu). Jednak w Internecie będziemy mogli nauczyć się także jak przyrządzić Cheeshotpopburgera, czyli hamburgera z popcornem i hot dogiem. Kanał „Kocham Gotować” Piotra Ogińskiego, autora tego dania, ma już ponad pół miliona subskrybentów, a film ze wspomnianym przepisem obejrzało ponad 100 tysięcy osób. Piotr Ogiński niejednokrotnie używa metalowej łopatki do smażenia na teflonowej patelni, testuje zupki chińskie i mrożone pizzę, wymiotuje na wizji, popełnia mnóstwo błędów językowych. Niewątpliwie jest autorytetem kulinarnym dla wielu osób i nazywany jest profesjonalnym kucharzem.

Gotowanie wirtualne, pieniądze prawdziwe

Blogi i kanały na YouTubie stają się substytutami prawdziwych restauracji. Czy to się opłaca? Choć internetowi szefowie kuchni nie zdradzają ile zarabiają, wielu zrezygnowało z tradycyjnej pracy. Wydają książki, pojawiają się w telewizjach śniadaniowych, prowadzą blogi, zarabiają na reklamach i wyświetleniach filmów. Dodatkowe pieniądze otrzymują za lokowanie produktów, udział w kampaniach reklamowych dużych firm.

Ich content trafia do milionów osób miesięcznie. Choć kosztuje to dużo mniej pracy i stresu niż prowadzenie własnej knajpy, to jednak i tak, jak wyznaje wielu internetowych kucharzy, doba wydaje się za krótka.  I chociaż nadal wielu nie zarabia na tym pieniędzy, to nie poddają się i publikują kolejne filmy instruktażowe, np. jak przyrządzić kanapkę z serem. W dobie ekshibicjonistycznego emocjonalnie społeczeństwa, coraz więcej osób chce pokazywać swoje kulinarne wojaże w Internecie. Każdy chce tworzyć lifestyle, choćby za darmo. Ale czy każdy powinien to robić? Weryfikuje to sam rynek. Jeśli ktoś jest dobry, w tym, co robi, zawsze zgromadzi rzeszę swoich fanów. Osoby, które nie mają pomysłu na siebie i decydują się na kuchenną promocję w sieci z powodu braku innych perspektyw, mają zdecydowanie większe szanse na porażkę.

Reality, nie show

Mówi  się, że kucharz w dzisiejszych czasach więcej czasu spędza w mediach niż w kuchni. Lecz media kreują sfałszowany obraz tej profesji. Pomijają wiele rzeczy istotnych dla zawodu, które widzowie mogliby uznać za nieatrakcyjne. W rzeczywistości kucharz nie jest anarchistycznym indywidualistą. Jego praca polega przede wszystkim na działaniu zespołowym, często także kierowaniu tym zespołem i temperowaniu przy tym swoich indywidualnych zapędów. Dodatkowo, poza koordynacją działań kuchni, musi dbać aby wszystkie procesy przebiegały zgodnie z zasadami BHP i HACCP. Do tego kucharz jest dietetykiem, managerem, marketingowcem, HR-owcem i designerem.  Często musi trzymać w ryzach swoją kreatywność, dopasowując się do szablonu określonych receptur i standardów wizualnych.  Wbrew wzorcom lansowanym przez media, na bycie solowym artystą w zawodzie kucharza nie ma zbyt wiele miejsca. Tymczasem w mediach nie m ma brudnych naczyń, niezadowolonych klientów, kontroli sanepidu i walki o rentowność lokalu.  Po co szkoła i praktyki w renomowanych lokalach? Wystarczy umieć przyrządzić schabowego w internecie. Kucharze wirtualni dokonują więc pewnej dewaluacji swojego zawodu. W zamian za to budzą w społeczeństwie świadomość kulinarną i ciekawość smaku. Kupujemy coraz bardziej różnorodne produkty, a zwiększając popyt na nie stymulujemy gospodarkę i dajemy miejsca pracy. Czy jednak takie kuchenne rewolucje są warte swojej ceny? Czy  profesjonalnym kucharzom nowa moda nie odbije się czkawką?

Autor: GoWork.pl

Źródło zdjęcia: https://pl.123rf.com/photo_76168401_food-cooking-tv-show-in-the-studio.html?vti=m18wukywngzftc3tyw-1-6

Oceń artykuł
0/5 (0)